sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 23


Kiedy rano wstałam nie było przy mnie nikogo. Trochę się przestraszyłam, lecz po chwili zauważyłam karteczkę na komodzie. 

"Musiałem wyjść. Nie martw się..."

Westchnęłam z ulgą i zeszłam na dół, do kuchni. Był piątkowy ranek, a ja poza oglądaniem telewizji, siedzeniem na komputerze lub nawet sprawdzaniem telefonu po raz kolejny, żeby sprawdzić, czy ktoś do mnie napisał (nie napisali), nie miałam co zrobić ze swoim nudnym życiem. Rozdrażniona i zirytowana wstałam od stołu i udała się do łazienki. Wpadłam do łazienki, szybko się rozebrałam, odkręciłam ciepłą wodę przed wejściem do środka i pozwaliłam kroplom na mnie spłynąć.

Gdy z tym skończyłam, owinęłam ręcznik wokół ciała, przed sprintem przez pokój do mojej szafy. Ubrałam pierwszy lepszy dres i chwyciłam w rękę telefon. Chciałam dzisiaj pobiegać, to zawsze dobrze mi robiło, a skoro nie mam nic lepszego do roboty...

Niebo nad miastem miało biały jak śnieg kolor. W powietrzu unosił się przyjemny zapach - Christian Dior "Hypnotic Poison". Była godzina 09:15, a słońce było już wysoko.

Przede mną stała wieża, która swoim wyglądem przypominała Wieżę Babel z obrazu Pieter'a Bruegel'a. Budynek ten był wysoki, ale jego wierzchołek nie sięgał nieba. Wieża miała barwę jasnobrązową i ogromną ilość okien. Najprawdopodobniej była nieukończona.
Biegłam chodnikiem i jak to ja, zamiast patrzeć przed siebie, oglądałam okolice, przez co wiele razy się potknęłam, także wpadłam na kogoś.
Zatrzymałam się na chwilę, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. To Miranda. Szybko odebrałam i usiadłam na drewnianej ławce.
- Hej, Jas. Właśnie umówiłam się z resztą dziewczyn w barze. Piszesz się? - zapytała.
- Umm....a o której? Bo właściwie jestem w terenie - zaśmiałam się cicho.
- Jesteśmy właśnie w "Eufora" - powiedziała szybko.
- Okej, będę niedługo - powiedziałam i się rozłączyłam. Włożyłam telefon do kieszeni i ruszyłam w wyznaczone miejsce. 

Po­siadam szczególny ta­lent do roz­myśla­nia nad po­nurą stroną życia, wy­ciąga­nia z niej najgłębszej go­ryczy i sma­kowa­nia jej, zba­daw­szy ją tak do końca, wie­działam, jak najskuteczniej znęcać się nad sobą. 
Nie powinnam myśleć.

Weszłam do baru i rozejrzałam się chwilę, kiedy usłyszałam pełno głośnych śmiechów przy stoliku w kącie. Bardzo dobrze znałam te głosu.
Podeszłam do przyjaciół i przywitałam się z nimi. Zauważyłam, że doszła do nas też Nicki.
Średniego wzrostu, szczupła, duże piersi, duże, niebieskie oczy. Blondynka, ale nie jest głupia, jest bardzo mądra. Nie potrafi śpiewać, niestety robi to często. Ma wielu przyjaciół, ale nigdy nie potrafi pocieszyć gdy coś im dolega. Łatwo się denerwuje, zawsze potrzebuje zainteresowania swoją osobą. Gdy coś nie idzie po jej myśli, to obwinia za to innych. Jest denerwująca, ale każdy ją kocha.
Zaśmiałam się pod nosem na co niektóre na mnie spojrzały. 
Następnie spojrzałam na Taylor.
Dziewczyna ubierająca się w jeansy i normalne T-shirty, na to może jakaś bluza narzucona.
Dobrze się uczy, uczęszcza na zajęcia teatralne.
Jest nieśmiała, ale Swoich przyjaciół zawsze pocieszy, choć przyjaciół ma mało. Kocha zwierzęta, i muzykę. Nie jest bogata, biedna też nie. I najważniejsze: jest wierna.

Tak bardzo za nimi tęskniłam...

Nie mogę uwierzyć, że znowu je widzę. Tyle czasu minęło...

***

- Okej, okej, nie przesadzajcie, zawsze byłam grzeczną dziewczynką, przecież miałam dobre oceny! - krzyknęła Lauren, kiedy wychodziłyśmy z budynku. 
- Ale zmieniałaś chłopaków jak rękawiczki. - powiedziała następna.
- Co zresztą się nie zmieniło! - zaśmiałam się.
Myślę, że mogę dodać ten dzień za udany. Świetnie spędziłam z nimi czas.
- Hej! Dziewczyny, uspokójcie się. Właśnie doszłyśmy do mojego domu. Na razie! - pożegnała się Taylor.

Jeszcze przez 15 minut drogi śmiałyśmy się jak pijane, i mijaliśmy po kolei domu dziewczyn, aż w końcu została nas trójka.
Jeszcze trochę a będziemy u mnie - a raczej u Justina. I co ja im powiem? Nie wiem... może go im przedstawię?

W końcu doszliśmy do sąsiedniej ulicy, kiedy zauważyłam dobrze mi znanego chłopaka po drugiej stronie ulicy. Co ona tu robi? I do tego jeszcze z... ordynatorem?
Co jest do cholery?
Co najdziwniejsze on mnie zauważył, spojrzał się na mnie nieobecnym wzrokiem i po chwili już go nie było.

Nie wiedziałam co zrobić, pożegnałam się z dziewczynami i weszłam szybko do domu. Czemu nie podszedł? 
Zadawałam sobie w kółko tyle pytań. I wcale nie byłam zła czy zdenerwowana.
Ja się o niego martwiłam. Wiedziałam, że coś jest nie tak, a byłam na tyle bezradna, że nic nie wiedziałam.



wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 22

- Nie powinieneś - szepnęłam widząc Justina z papierosem w ręku.
- Wielu rzeczy nie powinienem. 
- Co jest? - zapytałam, słysząc jego ton i sposób zachowania.
- Nic - sapnął.
Po chwili zgasił papierosa butem i odwrócił się w moją stronę z uśmiechem, wiedziałam, że sztucznym. - Nic - powtórzył i chciał wyjść.
- Powiedz mi. - zażądałam.
- Nie powinno Cię to interesować. - wyszarpnął się z mojego uścisku na jego ramieniu.
- Przestań mnie tak od siebie ciągle odpychać. Czy tak się zachowuje para? - zapytałam, zła na niego.
Chłopak nic nie odpowiedział, lecz powoli wyszedł.
Stałam tam trochę oszołomiona ale i zmartwiona, coś musi być na rzeczy. Czasem po prostu cofamy się do punktu wyjścia i żadne z nas nie umie znowu zrobić kroku do przodu. Żadne z nas nie umie zacząć tego naprawiać.

Justin POV

Schowałem papiery od lekarza i usiadłem na łóżku z rękoma zawieszonymi na głowie. Nie przerażało mnie badanie diagnoz, czy wszystkich tych kurewskich rzeczy. Przerażał mnie to, że to nie ja wystawiałem diagnozę komuś, to nie ja badałem kogoś.
To ja byłem pacjentem...

Jeszcze nigdy nie byłem w aż takim wielkim gównie, z dnia na dzień dochodziły problemy. Nie miałem nawet czasu nacieszyć się osobą, którą kochałem całym sercem. Nigdy nie przypuszczałem, że spotka mnie takie szczęście, ale jeszcze bardziej nie spodziewałem się, że przez moją głupotę z przeszłości, odbiorą mi je...

***

To było wszystko, co mogłem zrobić, by nie zacząć się śmiać, gdy ją zobaczyłem, nawet będąc tak zmęczonym, jak byłem. 
- Wszystko w porządku? - zapytałem.
- Wspaniale - powiedziała nijakim głosem.
I kiedy widok suszonego owocu przyklejonego do jej czoła był wystarczający, bym się głośno roześmiał, ważniejsze w tym momencie było dowiedzenie się, dlaczego kłamała. 
Każdy mężczyzna warty swojej kobiety potrafi dostrzec, kiedy udaje. Chrzęścił pod moimi stopami, gdy wchodziłem, był na całej podłodze. A dlaczego właściwie?
Gdy wszedłem głębiej, rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że moja dziewczyna była zajęta. Moja dziewczyna. Jezu, to brzmiało tak banalnie, a jednocześnie kurewsko fantastycznie. Moje oczy dostrzegły ciasta, ciasteczka, czekoladowe ciasteczka, a potem, cholera jasna, jej tyłek. Dobra, stop. O czym ja myślę.
stała tam, piękna w tym bałaganie i zastanawiałem się, dlaczego, u diabła, nie była ze mną szczera.
Kochałem tę kobietę.


Kochałem tę kobietę. Musiała to wiedzieć, i wiedziała... mam nadzieję.

Obserwowałem, jak Jas gwałtownie podrzuca i gniecie na blacie bryłę białego, puszystego ciasta, przekręca je, a jej twarz jest zarumieniona. Widać było, że ma zły humor, ale co, u diabła, zrobił jej ten nieszkodliwy kawałek ciasta, że jest taka sfrustrowana?

Podszedłem do niej i przeczesałem jej włosy za uchem, gdy ona kontynuowała ugniatanie i przekręcanie. Zadrżała pod moim dotykiem, a na jej twarzy pojawiło się napięcie.
- Porozmawiamy o tym? – zapytałem cicho, przysuwając nos do jej szyi i wdychając jej zapach.
Brązowy cukier, miód, ciepły i przytulny. Jej ciało przylgnęło do mojego przez milisekundę, ale potem zdawała się otrząsnąć i powróciła do ugniatania chleba.
- A co jest tutaj do obgadania? Nie wiem nawet, o czym mówisz. – odpowiedziała, unikając mojego wzroku, ale na jej szyi pojawił się wymowny rumieniec. Zamierzałem położyć temu kres.
- Piękna dziewczynko, chodź, porozmawiaj ze mną – zachęcałem, trąciłem nosem jej szyję i czułem, jak moje ciało, jak zawsze, odpowiada na jej bliskość. – Jeśli ma to wszystko działać, musimy ze sobą rozmawiać.

Raz jeszcze podniosła ciasto i rzuciła nim o ścianę. Rozprysło się i skapywało, lepkie jak te obrzydliwe, łaskoczące rzeczy, którymi zwykłem się bawić jako dziecko. Odwróciła się twarzą do mnie, jej buzia nadal była czerwona, ale jej oczy płonęły.
- Co to miało być? – zapytałem, wskazując głową na ciasto.
- Ciasto, to miało być ciasto. – odpowiedziała szybko, rozgorączkowanym głosem.
- Założę się, że byłoby dobre.
- Dużo z nim roboty, prawie za dużo.
- Możemy spróbować znowu. Chętnie ci pomogę.
- Nie wiesz, na co się piszesz, wiesz, jakie to skomplikowane? Jak wiele kroków trzeba zrobić? Jak długo to schodzi?
- Dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają.
- Chryste, Justin, nie masz pojęcia, pragnę tego tak bardzo, prawdopodobnie nawet bardziej niż ty.
- Robią z tego dobre ciasta, prawda?
- Czekaj, co? O czym ty, do diabła, mówisz?
- O tym czymś na ścianie, czyż nie? To jakiś inny rodzaj, co nie? Hej, przestań walić głową o blat. – Spanikowałem, gdy zobaczyłem, jak wali rytmicznie czołem o granit, przez co miała jeszcze więcej mąki na twarzy. Chociaż nadal była piękna. Ale nie chciałem dziewczyny z uszkodzonym mózgiem, więc spróbowałem wejść pomiędzy nią, a blat, zanim granit wygra.
Zaśmiałem się, ale tylko przez chwilę, ponieważ zauważyłem u niej spływające łzy po policzku.

- Nie mogę dłużej tego znosić, masz te swoje zasrane humorki, rozumiem, ale dlaczego nie możesz się nigdy podzielić tym ze mną. Czy nie sadzisz, że tak byłoby łatwiej dla nas obojga? - mówiła coraz głośniej. 
- Każdy ma swoje tajemnice...
- Każdy ma swoje tajemnice? Zwariowałeś? W takim razie całe twoje życie jest jedną wielką tajemnicą. Staram się tobie mówić wszystko, ponieważ nawet sam to ze mnie wyciągasz. A ja nie mogę się dowiedzieć o tobie najmniejszych drobnostek? Czemu nigdy się ze mną nie dzielisz swoimi zmartwieniami czy czymkolwiek? - przez chwilę nawet nie potrafiła wziąć tchu. 
Ja ją rozumiałem, ponieważ sam byłem na siebie zły za to jaki jestem, ale cholera, nie potrafiłem tego zmienić, po prostu nie potrafiłem.

I w tym momencie powiedziałem "pieprzyć to" - człowiek nie żyje wiecznie. Jest moja, ja jestem jej. Czemu nie mogę być z nią po prostu szczery. Pogodziłem się z tym, że ludzie ode mnie odchodzą, a jeśli ma ode mnie odejść, to z powodu mojego charakteru, mojego głupiego trybu życia. Trudno się mówi.

- Masz rację jestem skończony, jestem popieprzony na wiele sposobów, ale jesteś moją dziewczyną i zasługujesz na prawdę. - podszedłem do niej z wielkim uśmiechem i pocałowałem ją, mocno.
- Więc mnie już nie będziesz odpychał od swoich problemów?.. - zapytała niepewnie.
- Nie będę.
Szkoda tylko, że nie do końca czułem się tego pewien...

Zrelaksowała się, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Piękna. Przesunąłem palcami po jej brzuchu, biodrach, udach a potem wróciłem do jej ust. Utknęła ze mną. Tak właściwie to była przyklejona do mnie, dzięki tym wszystkim rzeczom, które na nią położyłem, ale z pewnością utknęła. Czy zawsze jest tak łatwo, gdy się zakochujesz? Ponieważ to, tutaj, było proste i łatwe, i nie żartowałem, gdy mówiłem, że uwielbiam wyzwania. Ona jest moim wyzwaniem.

Biały szum wypełnił mi uszy, gdy moje palce u nóg i rąk jako pierwsze usłyszeli wieści. Zwinęły się, małe iskry energii przepływały w górę i w dół, przeszywając każdy nerw i każdą komórkę, które pragnęły tego od miesięcy. Jedne komórki dały znać drugim, komunikując swoim siostrom, że dzieje się coś fantastycznego. Wiadomość rozchodziła się, wędrując po moim własnym kontynencie.

Ona wpędzi mnie do grobu.
Obserwowałem ją z tyłu, jak idzie w stronę łazienki, przedziera się przez rupiecie na podłodze i poprawia obrazek, który wisiał krzywo na ścianie. 
- Dochodzisz? Bo ja z pewnością... – usłyszałem wołanie Jasmine, przekrzykiwała wodę i śmiała się z własnego żartu. Raz jeszcze się uśmiechnąłem sam do siebie i wstałem, wszedłem do środka, znajdując ją już pod prysznicem, fartuch, nareszcie pokonany, leżał na podłodze. Patrzyłem na nią, nagą, pokrytą pianą i wziąłem głęboki wdech. Uśmiechała się i patrzyła na mnie diabelnie, moje ciało natychmiast zareagowało na jej spojrzenie.
Po chwili zamknęła kabinę i zaśmiała się z mojej głupoty, ponieważ już zacząłem rozpinać spodnie. Zapiąłem je spowrotem i chciałem wyjść zrezygnowany, ale usłyszałem "wchodź"
Wszedłem do środka, a jej ręce od razu odnalazły moje plecy i przycisnęły jej ciało do mnie.
- To takie przyjemne – wymamrotała w moją skórę.
- Taak.
Milczeliśmy i napawaliśmy się uczuciem wody spływającej po nas. Przytulałem ją blisko siebie i czułem, jak jej piersi unoszą się i opadają z każdym oddechem. Moje ręce pełne były Jasmine i nie chciałem niczego więcej.
- Jasmine?
- Hmm?
- Nie mogę uwierzyć, że można tak bardzo kochać jak ja ciebie.
Dziewczyna tylko się zaśmiała i znów mnie przytuliła.

***

Podszedłem do szafki nocnej i znów wyjąłem te pieprzone papiery. Odchyliłem głowę do tyłu i mocno zaciągnąłem się powietrzem. Po chwili odwróciłem się w stronę dziewczyny, a z moich oczu wypłynęła jedna samotna łza.




Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!
(wyłączyłam komentarze, tylko po tym rozdziałem oczywiście)
*Fragment z książki "Nie dajesz mi spać"
+ ask.fm/S_Wag

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 21


- Hej - szepnęłam i pocałowałam chłopaka w policzek. - Czy ty zrobiłeś kolację, czy ja śnię? - zaśmiałam się.
- Nie marudź tylko chodź. - parsknął i pociągnął mnie za rękę do salonu. Ja zaczęłam się rozglądać nad wystrojonym salonem a Justin poszedł przygotować resztę.

Myślę, że w życiu niczego nie można być pewnym. Zdarza się, że uroczą sielankę gwałtownie przerywają ogromne kłęby ciemnych chmur, gdy innym razem, ku naszemu zaskoczeniu, zza złowrogich obłoczków wychodzi przejrzyste słońce. Zapewne nie raz w dzieciństwie doświadczyła podobnej mieszanki, jednak dopiero teraz, kiedy jestem świadoma swoich przeżyć zaczęłam doceniać chwile ulotnego szczęścia. Teraz wiem, że mogę być szczęśliwa a za chwilę stracić wszystko, lecz dopiero teraz nauczyłam się żyć chwilami takimi jak teraz i nie myśleć o problemach. Wiem, że to się kiedyś skończy ale nie myślę o tym, już nie myślę. 

- Znów to robisz. - nagle usłyszałam głos chłopaka.
- Co? - zapytałam
- O czym myślisz? - odpowiedział pytaniem.
- O życiu..
- I co wymyśliłaś?
- Jestem szczęśliwa. - szepnęłam, a w oku zakręciła mi się łza, bo dopiero teraz to zrozumiałam.
- Niedawno mówiłaś co innego. - stanął na przeciwko mnie.
- Niedawno nie było ciebie. - uśmiechnęłam się i ten uśmiech był szczery, nawet więcej niż szczery.
- Skąd wiesz, że Cię uszczęśliwiam? - podszedł jeszcze bliżej.
- Czuję to. - położyłam rękę na jego klatce piersiowej. - Będzie mi smutno kiedy odejdziesz. - dodałam.
- To nie pozwól mi odejść. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
- A jeśli okażesz się tylko pięknym snem?
- Nie pozwolę Ci się obudzić. - powiedział po czym pocałował mnie znów, ale w usta. Objął mnie mocno w pasie i przycisnął nasze czoła do siebie.
- Chce byś wiedziała że jesteś najważniejsza, z każdą chwilą chce czuć bicie twego serca, chce byś kochała mnie takiego jakim jestem, nie za coś lecz mimo wszystko i co więcej, to chce by uśmiech nie znikał z twojej twarzy. 
- Mam nadzieję, że zawsze będzie tak jak teraz... - wiedziałam, że to tylko nadzieja, ale czasem warto marzyć. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia.
- Kiedy nikogo nie będzie i pomyślisz, że nikomu nie zależy, ja będę obok. - szepnął i znów złączył nasze usta.

Zaczął całować mnie z taką pasją, że sama byłam zaskoczona. Odwzajemnialiśmy swój pocałunek równie silnie i emocjonalnie. Przygryzłam jego dolną wargę. Przycisnął mnie do siebie i zamruczał mi do ucha. Po kręgosłupie przeszły mi ciarki. Odsunęłam go energicznie od siebie i spojrzałam mu w oczy, w których nieprzenikniona czerń pulsowała pożądaniem. Na jego lekko rozchylonych ustach nie było już śladu niewinnych uśmiechów. Z powagą świdrował mnie spojrzeniem, które jasno ukazywało jego podniecenie. Byłam bezpieczna, słysząc jego głęboki oddech, który w niewytłumaczalny sposób koił wszystkie moje zmysły. Uczucie komfortu szybko przeszło w pożądanie, a miękkie pocałunki przemieniły się w pełne pasji, miłosne ugryzienia, kiedy zachłannie wpijałam się w skórę przy podstawie jego szyi. Westchnęłam głośno, kiedy pod wpływem mocnych doznań ścisnął moje pośladki. Czoło Justin'a dotykało mojego, kiedy podwinął lekko materiał sukienki i wsunął dłoń między moje uda, podniósł mnie, oplotłam swoje nogi wokół niego i chwyciłam rękoma za jego kark, żeby złączyć nasze usta.
Serce mocniej zabiło mi na jego czyny. Przycisnęłam usta do miejsca, skąd wydostawało się gorące powietrze, teraz definitywnie nie myślałam o niczym innym tylko o nas. Gorący wzrok palił moją skórę, wiedziałam że pragnie zobaczyć jej więcej. Otarł ustami o moją szczękę, kiedy zwinnym ruchem zsuwał lekko koszulkę z mojego ramienia. 
Delikatnie szczypał zębami nowo odkrytą skórę, co przyprawiało mnie o dreszcze.  Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Oddychałam coraz ciężej, a on nie przestawał bawić się opuszkami moich palców. 

Po chwili wplótł w nie swoje i pociągnął mnie do przodu. Moje ręce powędrowały do jego koszulki i pośpiesznie ją zdjęły. Puścił moją rękę, a ja ku własnemu zdziwieniu, nie przerwałam dotykać jego torsu. Mięśnie, kryjące się pod opaloną skórą, twardniały i napinały się pod dotykiem moich miękkich palców. Gorący oddech wydostał się z jego ust, gdy zjeżdżałam dłonią w dół jego klatki. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Był praktycznie bezbronny. Dopiero teraz spostrzegłam, że znaleźliśmy się w jego sypialni. Byłam zbyt zajęta samym nim, żeby zorientować co dzieję się w moim otoczeniu. I tak na prawdę mnie to nie obchodziło. Cieszyłam się chwilą, nie ważne gdzie. 

Usta Justin'a zajęte były odszukiwaniem dudniącego pulsu na mojej szyi, który wydawał się godnym co do głośności, konkurentem rozbrzmiewającej na dole muzyki. Pokrywał mnie pocałunkami, od czasu do czasu. Justin wyczulał moje zmysły. Choć czułam, że jego ciało chciało mnie pożreć, jeszcze nigdy nie trzymał mnie tak blisko siebie. Mocno zacisnął dłonie na mojej sukience, tak jakby chciał ją ze mnie zedrzeć, i po chwili własnie to się stało. Czułam, jakby mnie obserwował, gdy mnie całował, jakby sprawdzał moją reakcje, a przecież całkowicie mu się podporządkowałam, nogi miałam jak z waty, każdy mięsień stał się rozluźniony, smak jego ust, jego ciepło, miękkie ciało, to wszystko doprowadzało mnie do szaleństwa. 

Po chwili położył mnie na łóżku i zawisł nade mną.
- Kocham Cię. - szepnął mi czule w usta.
- Kocham Cię. - odpowiedziałam tym samym i wiem, że w tych ciemnościach nie widział ale ja wiedziałam, że z moich oczu płyną zły. 
Łzy szczęścia.

*

Otworzyłam zaspane oczy i przetarłam pięścią. Usiadłam na łóżku i po chwili zorientowałam się, że jestem naga. Szybko owinęłam się cienkim prześcieradłem i wstałam. Zastanawiałam się gdzie jest Justin, więc wyszłam z sypialni i zeszłam na dół. Po chwili rozglądania się po pomieszczeniu zauważyłam otwarte drzwi do nieznanego mi miejsca. Stąpałam bosymi stopami po zimnych metalowych schodach w górę, wtedy znalazłam się na dachu wieżowca. Na skraju zobaczyłam szatyna, który siedział ze zwisającymi nogami w powietrzu. Podeszłam do niego cicho, ale chyba mnie usłyszał, ponieważ po chwili usłyszałam jego głos.

- Pięknie to wygląda prawda? - zapytał Justin. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc zapierający dech w piersiach widok. Promienie odbijały się na tafli wody w fontannach, a liście na drzewach cichutko szumiały pod wpływem lekkiego, ciepłego wietrzyku. Na niebie nie było ani jednej chmurki, tak ładnego dnia ani widoku jeszcze nie widziałam. Idealna sceneria do happy endu w jakiejś mało ambitnej komedii romantycznej.
- W takim miejscu to mogłabym umrzeć. - odparłam i spojrzałam na mnie z uśmiechem na chłopaka.
- Razem ze mną, oczywiście. - dopowiedział żartobliwie.
- Razem z tobą. - zgodziłam się. - Szczęśliwi...


Nie mam nic innego do powiedzenia niż PRZEPRASZAM
Ale to i tak nic nie zmieni, no cóż, mam nadzieję, że dobrze się czytało :)
+ wiem, że "ta" scena nie była dokładna, ale zrozumcie Ja nie umiałam haha


wtorek, 14 października 2014

Rozdział 20

- Co jest? - usłyszałam nagle głos za mną.
- Um, nic. - szybko zamknęłam szafkę i odwróciłam się w stronę chłopaka. - Nie mogę znaleźć koca...
- Tu jest. - podał mi materiał i uśmiechnął się.
- Dzięki, idziemy oglądać? - zapytałam i zmazałam z twarzy wyraz strachu.
Oboje usiedliśmy na sofie, chłopak owinął ramię wokół mnie, a ja oparłam głowę o jego klatkę. 
Wiedziałam, że powinnam to wyjaśnić od razu, ale po prostu nie umiałam. Boję się tylko, że zrobi się z tego coś złego. 

Postanowiłam nie myśleć o tym i cieszyć się chwilą. Oglądaliśmy "Wiecznie żywy", Justin siedział i oglądał z zainteresowaniem film, kiedy ja znowu podziwiałam jego twarz. Myślę, że każdy by zrobił to samo na moim miejscu. Nie trzeba być zakochanym, żeby widzieć jaki jest przystojny. Czasem myślę, że nie zasługuję na niego. On jest idealny a ja... no cóż. Mogę tylko powiedzieć, że jestem ogromną szczęściarą i nikt nie mógłby temu zaprzeczyć.

Nagle chłopak wstał i zwrócił w moją stronę rękę.
- Zatańczysz? - dopiero teraz zauważyłam, że film się skończył, a w tle pomieszczenia gra muzyka i do tego chłopak, którego kocham prosi mnie do tańca. Lepiej być nie może.
Wstałam i splotłam swoją dłoń z jego. Nic nie powiedział, gdy objął mnie jedną ręką w talii. Muzyka zwolniła do natarczywej melodii o utraconej i odnalezionej miłości. Patrzyłam w te niezwykłe oczy, zaskoczona tym, że trzymał mnie tak... delikatnie. Moje serce waliło, a krew docierała szybko, chyba do każdego miejsca w moim ciele. 
Przyciągnął mnie bliżej.
Walczyło we mnie podniecenie i obawa. Przyćmione światło odbijało się w jego ciemnych blond włosach.

- Dobrze się bawisz tak mi się przyglądając? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Przemądrzały dupek. - mruknęłam mu tuż koło ust.
Zaśmiał się przy moim uchu, a ja poczułam przyjemne ciarki. 
Zamarłam kiedy zabrał dłoń z biodra i przyłożył moją głowę do jego ramienia. Kiedy dotknęłam policzkiem jego ramienia, ogarnęły mnie przyprawiające o zawroty głowy doznania. Rękę znowu położył w dolnej części moich pleców. Wolno poruszaliśmy się w takt muzyki. Po jakimś czasie zaczął nucić pod nosem, a ja zamknęłam oczy. Tak... to było przecudowne. 

W pewnym momencie znalazłam się przy ścianie a ręce Justin'a po obu stronach mojej głowy. 
- O czym myślisz? - zapytał okręcając kosmyk moich włosów wokół swojego palca.
- O czymś...
- O czymś? A może o kimś? - zapytał.
- Ja... - wtedy mi przerwał przywierając swoimi ustami do moich. O matulku. 

Jego usta były na moich, a ja przestałam oddychać. Zadrżał, a z jego ust wydobył się dźwięk, ni to warknięcie, ni to jęk. Dreszcze przyjemności przeszły mnie, gdy pogłębił pocałunek, rozdzielając moje wargi. Przestałam myśleć. Odepchnęłam się od ściany, zmniejszając tę i tak niewielką odległość. Przycisnęłam się do niego i zatopiłam palce w jego włosach. Były miękkie, jedwabiste. Poczułam się żywa, miałam wrażenie, że serce niedługo mi eksploduje. Doznania przewijające się przez moje ciało przyprawiały mnie o szaleństwo. Były straszne. Wstrząsające. Rękoma złapał mnie za biodra i uniósł, jakbym była powietrzem. Otoczyłam nogami jego talię i przysunęliśmy się w prawo, zwalając lampę na podłogę. Położył mnie na kanapie i przyległ jeszcze bardziej. 
Obniżyłam dłonie i złapałam za krańce jego koszulki, po czym ją zdjęłam. Oderwałam się od niego na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Po chwili chłopak złapał mnie za policzki i przyciągnął do swoich ust ponownie. Przez pokój przeleciała fala elektryczności. Gorąca krew docierała do każdego zakątka mojego ciała rozlewając się falami. Dłońmi powędrowałam do jego twardego brzucha, idealnie wyrzeźbionego, a potem i moja koszulka wylądowała na podłodze. Skóra przy skórze. Nasze biodra stykały się gdy poruszaliśmy się przy sobie. Myślę, że wypowiedziałam jego imię i wtedy właśnie wzmocnił objęcie mnie ramionami, zgniótł przy swojej piersi i wsunął ręce pomiędzy moje nogi. Tonęłam w żywych doznaniach.

- O mój Boże. - wymamrotał przy moich opuchniętych ustach. I znowu mnie pocałował, tak głęboko, że nie było miejsca na myśli. Objęłam nogami jego biodra, przyciągając go bliżej, mówiąc mu czego chciałam, delikatnymi jękami. Nasze pocałunki zwolniły, stały się delikatne i intensywniejsze. Jakbyśmy poznawali się na intymnym poziomie. Jego ciało trzęsło się jak moje. 

Nagle w domu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Oboje z jękiem, a raczej warknięciem odsunęliśmy się od siebie.

- Nie.. - powiedziałam, odchylając głowę do tyłu. Myślałam, że Justin to zignoruje, ale kiedy spojrzał na wyświetlacz szybko wstał i się poprawił.
- Muszę. - powiedział i powędrował na górę. 
Jak ktokolwiek śmiał przerwać nam taką chwilę. Cała obolała i wyczerpana po prostu rzuciłam się z powrotem na kanapę, przysypiając.

*

- Czy ty mnie unikasz Miranda? - powiedziałam kiedy w końcu dogoniłam ją w centrum handlowym. Mimo, że jesteśmy razem na zakupach, ciągle jest w innym miejscu niż ja. Jakby nie chciała ze mną rozmawiać.
- Nie
- Naprawdę? Bo nie jesteś specjalnie rozmowna, odkąd wróciłam z nocy od Justin'a. - wytknęłam - Wczoraj nawet nie uraczyłaś mnie spojrzeniem.
- Byłam... zamyślona. 
- Wiesz, że i tak Ci nie wierzę? 
- Kurcze, odpuść okej? - wybuchła nagle. Co jej jest?
- O co Ci chodzi? Tylko pytałam...
- Po prostu nie podoba mi się Justin. - odpowiedziała reszcie.
- Nie rozumiem, co masz do niego? Myślałam, że nie przeszkadza Ci to, że jestem w związku.
- Nie chodzi o to, że masz chłopaka. Ważne j a k i e g o - przeliterowała ostatnie słowo bardzo wymownie. 
- Wow - to tyle ile mogłam odpowiedzieć. - Czekaj, czemu on Ci się "nie podoba"? Przecież jest w porządku...
- Skąd wiesz? Jest lekarzem, to chyba nie jest normalne żeby umawiał się z pacje...
- Nie kończ. - przerwałam jej. - Przejdź do rzeczy, czemu tak twierdzisz, bo na serio w tej chwili jest porządnie wkurzona, oceniasz go bezpodstawnie. - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Widziałam go ostatnio z tym kolesiem, o którym było głośno w gazetach, że wyszedł z więzienia. - westchnęła. 

Spojrzałam na sufit, bijąc się w myślach "mogłam nie pytać" Te wszystkie wiadomości mnie dobijają. Nie mogę się chociaż na chwilę nim nacieszyć. Nie powiedziałam mu o pieniądzach, a teraz to. Może poczekam i samo się wyjaśni? Ale nie umiem. Nie chcę mu o niczym mówić, ale wiem, że kiedyś będę musiała zacząć ten temat. Teraz nie jestem gotowa. Chcę zapomnieć chociaż na chwilę i powtarzać dni takie jak wczoraj w kółko. Chcę się cieszyć tym, że go mam, a on mam mnie. 

- W porządku? - zapytała przyjaciółka.
- Tak - uśmiechnęłam się sztucznie. - Zapomnij o tym, to po prostu jego stary kolega, nic wielkiego. - skłamałam. 
Dziewczyna się uśmiechnęła i zaczęła dalej przeglądać ciuchy na wystawie. 

Kiedy chciałam dojść do niej, w mojej torebce rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go po dłuższym przeszukiwaniu torebki i przycisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry pani Adams. - powiedział uroczystym głosem Justin. Zaśmiałam się lekko i rozluźniłam ciało.
- Co jest? 
- Pomyślałem, że wpadniesz dzisiaj.... na noc. Chciałem przeprosić za wczoraj. - odchrząknął.
- Hmm, przeprosić? Nie masz za co, mi się podobało. - nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, ale się stało.
- Też mam taką nadzieję. - zaśmiał się, a ja już wyobrażałam sobie ten jego arogancki uśmieszek. - Wiesz o co chodzi. Zniszczyłem tę noc, i chciałem po prostu naprawić sytuację.
- Um, okej. Przyjdę. 
- Do zobaczenia wieczorem. - chciałam się już rozłączyć, ale chłopak dalej ciągnął. - Oh, i nie bierz żadnych ciuchów na noc, nie będą Ci potrzebne...



Chciałam się wam jakoś zrekompensować, więc przychodzę wcześniej z nowym rozdziałem.
I ma nadzieję, że lepszym od poprzedniego :)


sobota, 11 października 2014

Rozdział 19


- Zostawiam Ci klucze! - krzyczę z drugiego pokoju do mojej przyjaciółki.
- Okej, tylko nie siedź za długo. - odpowiada i mamrocze coś jeszcze, ale ja już nie słyszę. Idę schodami na dół i otwieram drzwi frontowe, po czym wsiadam do taksówki. Jadę właśnie na spotkanie klubu książki. Czasem tam bywam, minął miesiąc odkąd wyszłam z szpitala i jakoś to się ułożyło. Jednak z doświadczenia wiem, że w moim przypadku szczęście nie trwa długo. Staram się o tym nie myśleć i korzystać z chwili, w którym jestem szczęśliwa. Tak, mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Między mną a Justinem wszystko w porządku, dostał nową pracę, dość daleko, więc spotykamy się rzadziej, ale damy radę, wierzę w to. Chciałam zapiąć pasy, kiedy usłyszałam dzwonek powiadamiający mnie, że dostałam sms-a. Chwyciłam telefon do dłoni i odblokowałam go.

"Są osoby, które się pamięta, i o których się śni"

Przyznam na chwilę się przestraszyłam. Od kogo to? 
Zastrzeżony.
Co? No tak, i właśnie w taki sposób moja szczęśliwa, promieniejąca się Jasmine zniknęła. Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane. Uśmiechnęłam się do siebie. Nawet najtragiczniejsze wiadomości przynoszą ulgę, kiedy okazują się tylko potwierdzeniem naszych najgorszych przeczuć. 

Kiedy dotarłam na miejsce szybko pożegnała kierowcę i wybiegłam z samochodu. Zaczęło padać. Weszłam do budynku i otuliłam się ciepłym swetrem. Lubię to miejsce, jest takie....ciepłe. 
- Hej - szepnęłam Jasonie jak i paru innym znajomym. Stanęłam niedaleko sceny i zauważyłam, że ktoś już przemawia. 

"Kiedy wszystko układa się najgorzej – po prostu okropnie – wytężam wszystkie siły i wyobrażam sobie, że jestem księżniczką.
Mówię sobie: „Jestem księżniczką”. 
Nie masz pojęcia, jak się wówczas zapomina o wszystkich przykrościach."

"Mała księżniczka" - zawsze lubiłam tę książkę, wywierała we mnie wiele pięknych uczuć. Podeszłam do stolika z kawą i przez przypadek wpadłam na mężczyznę zawiniętego w czarny płaszcz i całego roztrzęsionego, pewnie dopiero przyszedł.
- Przepraszam - szybko wytłumaczyłam. Nieznajomy zdjął kaptur i uśmiechnął się szeroko, a ja pamiętałam ten uśmiech bardzo dobrze, ponieważ widziałam go codziennie.
- Nie masz za co, lubię jak na mnie wpadasz - odpowiedział Justin. Uśmiechnęłam się razem z nim i przytuliłam się do niego.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Miranda powiedziała, że tutaj ciebie znajdę, więc jestem.
- Nie pracujesz?
- Wziąłem sobie wolne, zasłużyłem. - zaśmiał się.
Nagle wszyscy obrócili się w stronę sceny ze zdziwieniem. Nikt nie przemawiał, wręcz przeciwnie, było słychać śpiew.

Somebody in the next car
Somebody on the morning train
Somebody in the coffee shop
That you walk right by everyday
Somebody that you look at
But never really see
Somewhere out there is somebody

Prawie padłam z wrażenia.
- C-co oni tu robią? - za jąkałam się.
- Niespodzianka. - szepnął mi w usta. Nie mogłam nic powiedzieć, więc przycisnęłam jego usta do moich. Tak....tak, bardzo go kocham, ale niestety powiedzenie mu tego jest o wiele trudniejsze, niż przyjęcie do świadomości, że tak jest.

"Będziemy razem tysiąc lat, do końca świata Ty i ja" 

Długo nad tym myślałam i się zadręczałam, nie wierząc, że mogę to czuć.To bardzo trudne do przyjęcia. Czasem wydaje mi się, że moje życie to rzeczywiście bajka, ale nie koniecznie dobra. Jadąc auto­busem "życie" chciałam dot­rzeć na stac­je "miłość", nies­te­ty wyrzucono mnie nieda­leko stac­ji "zaufa­nie" i mu­siałam biec samot­nie środ­kiem marzeń... do stac­ji "rozcza­rowa­nie" słuchając zew­sząd Twoich wskazówek. Teraz stojąc na os­tatnim przys­tanku, które­go naz­wa jest niez­na­na ot­rzy­małam owac­je na stojąco od kierow­cy życia trzymające­go w ręce bi­let "ko­niec" - nie jechałam długo... od ka­nara śmier­ci usłyszałam: To teraz...


I właśnie jest Teraz, ten Teraz. Jestem tu z Nim i nigdzie się nie wybieram. Jedyne, czego się boję, to rozczarowanie, ale po tym co przeszłam, nic mnie nie zdziwi, dlatego właśnie podejmuję ryzyko, ryzyko zwane "miłości
- Zacałujesz mnie na śmierć. - powiedział nagle chłopak. - Idziemy? Zawsze chciałem posłuchać tych wszystkich modlitw do książek. - parsknął.
- Ej, to nie są modlitwy! - walnęłam go w ramię, na co się zaśmiał.
"Tłum ludzi, a sa­mot­ność, to smut­ne.. Człowiek długo pot­ra­fi pa­miętać, nieby­wale długo.. Myślałeś, że miłość Cię ura­tuje, zmiażdżyła Twe ser­ce.. Pa­miętasz? ach tak, jak mógłbyś pa­miętać.. Tyl­ko nie umieraj wewnątrz, tak trud­no tam zmar­twychwstać, wiem.. Nie umieraj, bo czymże by­libyśmy, gdy­by nie ból.. Nie do­ceni­libyśmy szczęścia, które cze­ka.. Na pew­no czeka... "

Ludzie dalej prezentowali swoje przemówienia a ja nadal przyglądałam się tylko Justin'owi.

"Miłość to nie tyl­ko trwa­nie w świado­mości jak wspa­niale roz­ma­wia nam się z drugą osobą, jak świet­nie spędza­my z nią czas, i jak długo chcieli­byśmy, aby była przy nas. To wszys­tko bez świado­mości de­likat­ności skóry dru­giej połówki, bez chęci trzy­mania jej w objęciach i koszto­wania jej piękna... po­zos­ta­nie co naj­wyżej przyjaźnią."

Nagle coś do mnie dotarło. Justin siedział tam przyglądając się z uwagą wszystkim. Słuchał dokładnie wszystkiego, koncentrował się nad tym. Co jest...

- W porządku? Myślałam, że zaśniesz, a tym czasem ty...
- Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział szybko a moje serce się zatrzymało.
- Mam się bać?
- Nie... to znaczy nie wiem, to nic złego, chyba. - zaczął pocierać rękę o rękę.
- Okej, więc mów.
- Nie tutaj, wróćmy do domu. - wstał nagle i podał mi rękę.
- Którego? - zapytałam zdezorientowana. Spojrzał mi prosto w oczy i wreszcie odpowiedział.
- Naszego. - szepnął, a ja dosłownie umarłam, umarłam, umarłam. Co się ze mną dzieje...
- Jasmine, proszę, muszę Ci to powiedzieć. - pokiwałam głową na zrozumienie i powędrowałam za nim do auta. 

Wsiadłam do samochodu, ciągle zamyślona. Co chce mi powiedzieć? Tak, boję się. Może ja mu także powinnam coś powiedzieć? Co ze mną... Mogłabym rozważać różne strony, plusy i minusy, ale prawda jest taka, że w tej chwili jestem tchórzem.

*

- Kocham Cię - wyk­rztu­sił z siebie. Nie wie­dział cze­mu to po­wie­dział, ale czuł że po­winien się w końcu przyz­nać.
Spoj­rzała na niego ze zdzi­wieniem. Już cała ta sy­tuac­ja wy­dawała jej się niena­tural­na. Wra­cali ra­zem do do­mu, cze­go nie zwyk­li ro­bić. On za­kochał się w niej, a ona w nim, nie wiedzieli co właśnie robią. A gdy teraz on wyznał jej co czuje, ona nie umie nawet mrugnąć.
- Justin, ja... ja nie wiem co po­wie­dzieć - spuściła głowę. Ona wiedziała, że go także kocha, ale się bała, bała.
- To naj­piękniej­sze słowa, ja­kie kiedy­kol­wiek usłyszałam od chłopa­ka, ale... - zaczęła, ale on jej przerwał.
- Po­wiedz mi, cze­go się boisz.
Zaskoczona podniosła głowę wyżej i spojżała mu w oczy.
- Boję się rozczarowania, boję się, że zostawisz mnie jak każdy. A jed­nocześnie, kocham cię na ty­le moc­no, że nie pot­ra­fię się zmu­sić, by o to­bie nie myśleć, by nie szu­kać cię wzro­kiem. Kocham cię moimi marzeniami... - chłopak ze zdumieniem patrzył na nią jak na złoto. Jego złoto.

Podszedł do niej na tyle blisko, żeby mógł złączyć ich usta razem. To ich pierwszy prawdziwy pocałunek, prawdziwy, przepełniony uczuciami, czymś więcej niż "kochaniem"...
Dziewczyna nie czuła się nigdy bardziej szczęśliwa niż teraz. Zawsze była odrzucana, a właśnie w tej chwili jest tutaj, z osobą, która kocha i która kocha ją.
- Wracajmy - szepnął jej do ucha.

*
- Justin, masz jakiś koc? - krzyknęła dziewczyna z salonu.
- W górnej szufladzie! - odkrzyknął.
Podeszła do białego segmentu i po drodze pooglądała jeszcze parę zdjęć rodziny chłopaka. Nie było ich za wiele, ona to dobrze rozumiała. Otworzyła pierwszą szufladę z góry, lecz po chwili ją zamknęła, kiedy nie znalazła żadnego koca. Zaczęła otwierać następne, kiedy natrafiła się na coś, co zburzyło wszystko, dosłownie wszystko. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, chciała zamknąć oczy i cofnąć czas, ale nie mogła. W jednej z szafek leżało pełno zapakowanych pieniędzy razem z skarpetami. 

U niektórych w życiu niestety szczęście nie jest dane.


Nawet nie wiem, co napisać, więc zostawiam to wam.

Usuwam z info.
@alexohgod
@ewuu2
@xxhemmings69

czwartek, 25 września 2014

Rozdział 18



Nie sprawdzony!

Oboje patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, po czym Justin podszedł do mnie bliżej. Co ja mam odpowiedzieć? Czemu to musi być takie trudne?
- Ja...
- Nic nie mów, po protu już jedźmy do domu. - westchnął a ja go posłuchałam i wsiadłam do auta.
Droga do domu minęła cicho, jak zawsze, mimo to się denerwowałam, wiedziałam, że nie możemy tego tematu tak zostawić. 

Wysiadłam z auta i szybko pobiegłam do domu chłopaka. Rozebrałam się i powędrowałam na górę zatrzaskując się w łazience.
Cholera.
Przynajmniej tutaj mogę spokojnie pomyśleć. Nigdy nie byłam w takich sytuacjach, dlatego jest mi ciężko. Nie wiem czy to można nazwać problemem ale to chyba tak jakbym nazwała problemem Justin'a, więc nie, to nie to. To po prostu... Nie wiem. To jest ciężkie. Odkręciłam wodę i zobaczyłam czy jest ciepła. Na szczęście. Zdjęłam wszystkie ciuchy i wskoczyłam pod ciepły prysznic. 
Nagle w pomieszczeniu rozległ się mały hałas.
- Co? - szepnęłam ostro, ignorując jego rosnący cwaniacki uśmiech.
- Chciałbym się przyłączyć. - jego spodnie spadły z hukiem na dół a on bez mojego pozwolenia, po prostu wskoczył pod prysznic, śmiejąc się.
- Nie wierzę...
- To lepiej uwierz. - szepnął mi cicho do ucha.
Szybko się odsunęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Chłopak chciał po mnie sięgnąć ale ja odsunęłam się jeszcze dalej.
- Jestem zła.
- Kochanie... - zamruczał, a w moim podbrzuszu rozpłynęło się przyjemne uczucie.
Nagle objął mnie od tyłu i zaczął szeptać słówka, których nigdy bym się nie spodziewała.
Co on ze mną robi?
- Wiem, że to lubisz. - zaczął wcierać we mnie płyn i lekko masować moje ramiona.
- Zobacz jak twój puls przyspiesza, mogę to zobaczyć nawet na twojej delikatnej skórze. - znowu szepnął zciszonym głosem a ja nie mogłam się powstrzymać i jęknęłam z przyjemności. Dobrze wiedziałam, że teraz się uśmiecha.
- Taka piękna... - mówi dalej a ja po prostu się rozpływam.
Nigdy nie doznałam takiego uczucia, nigdy nie poznałam takiego wspaniałego człowieka i co najważniejsze, nigdy nie doświadczyłam tylu pięknych uczuć w tak krótkim czasie.
Jedyne co mogę zrobić, to podziękować Justin'owi, że jest.

*

Kiedy obudziłam się w sobotę, było słonecznie, ale daleko, daleko widziałam chmury, które oznaczają, że tylko do popołudnia mogę korzystać ze słońca, bo później prawdopodobnie znowu będzie padać. Jeśli mam być szczera, jestem lekko zdenerwowana obudzeniem Justin'a, ponieważ ostatniej nocy zasnęłam przy dźwięku jego oddechu. Może dla niego to nic nie znaczy, ale dla mnie to było coś nowego i uważam to za trochę słodkie i intymne. Oczywiście pewnie przesadzam, Justin prawdopodobnie miał spał z wieloma dziewczynami. Zasadniczo słuchałam tylko jego kilku krótkich, seksualnych zdań i czasami coś wymamrotałam. Nawet nie mogę sobie wyobrazić co będzie, jak będziemy uprawiać seks....Boże, o czym ja myślę.
Spojrzałam w dół na paznokcie, kiedy usłyszałam głos i śmiech Justin'a. 
Moje oczy złapały jego wzrok, a moje serce na chwilę zatrzymało się. Justin uśmiechnął się i puścił mi oczko, po czym założył Ray Bany. 
- Co jest? - spytał rozciągając się.
- Nic, po prostu patrzę. - uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Patrzysz? - uśmiechnął się i podszedł do mnie bardzo blisko, za blisko. - myślałaś już nad tym co wczoraj powiedziałem? - zapytał, a ja momentalnie odwróciłam wzrok.
- Ja... um, trochę tak ale ja...
- Nie śpiesz się, po prostu przemyśl na spokojnie, chociaż nie za długo, bo niepokoje się, że nie chcesz ze mną...
- To nie chodzi o to... to po prostu trudne. - westchnęłam nerwowo. 
Wstałam i nagle wpadłam prosto na Justin'a, który widać po ustach chciał coś powiedzieć.
- Myślę, że mogę Ci w tym pomóc. - uśmiechnął sie szeroko. 

Chciałam się odsunąć ale Justin mnie nie puścił, kładąc mnie na kanapę.
Chciałam zapiszczeć, ale dźwięk utknął w moim gardle, kiedy zobaczyłam pochylającego się nade mną chłopaka. A potem jego usta znalazły się na moich, całując mnie.

Justin położył mnie, dzięki czemu nasze uda się stykają. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić swój oddech, ale nie mogłam tego zrobić. Justin zawsze wywiera na mnie taki efekt.

Jego duża dłoń znalazła się pod moim kolanem i przyciągnęła mnie tak, że moja głowa znalazła się na oparciu kanapy. Jedno z moich kolan jest na jego klatce piersiowej, a drugie tuż przy jego boku. Szatyn upewnił się, że może się wślizgnąć pomiędzy moje nogi, i cholera, przycisnął swoje krocze do mojego. Impuls elektryczny przebiegł przez moje ciało, a ja cicho jęknęłam. Następnie chwycił tył moich ud i poruszył lekko głową. Jego język ociera się o mój, a moje ręce powędrowały na jego szyję, przysuwając go bliżej.
Moje myśli były tylko przy Justinie, ponieważ przygryzł między zębami moją dolną wargę, po czym znów mnie pocałował.
- Mmm - odetchnął w moje usta i zaczął składać pocałunki w dół mojej szyi.
Przygryzłam wargę, przymykając oczy, bo czuję się niesamowicie, a nie chcę wypuścić z siebie żenującego jęku.

W tym momencie całe moje ciało trzęsie się, ponieważ on sprawia, że czuję się tak niesamowicie.
- Taka idealna - wyszeptał w moją skórę, po czym owinął ręce wokół moich pleców, siadając i kładąc się z powrotem na kanapie. Zmienił naszą pozycję, tak, że siedzę teraz na nim okrakiem. W świetle świec jego oczy są ciemne. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, zamykając ramiona wokół mojej talii. Moje serce podskoczyło na jego słowa, a chłopak nadal kontynuował całowanie mojego karku, po czym złączył nasze usta.
Justin zacisnął palce na mojej talii i dociągnął do siebie, kręcąc swoimi biodrami naprzeciw moich. Moje uda otarły się o jego. Odważnie spróbowałam pocałować jego szyję. Chłopak przycisnął mnie mocniej do siebie, po czym odrzucił głowę do tyłu i jęknął.
- Cholera, ah - wymamrotał.
Nagle moje myśli powróciły do rzeczywistości i zauważyłam wielkie wybrzuszenie w jego spodniach.
Cholera
- Um, przepraszam. - szepnęłam do niego i zsunęłam się z jego kolan.
Chłopak spojrzał w to samo miejsce gdzie ja i przeklną, po czym poszedł do łazienki.

Zdecydowanie za dużo tego. Oparłam się o oparcie sofy i wypuściłam powietrze z świstem.
Szybkim ruchem związałam swoje włosy w gumkę i odebrałam dzwoniący telefon.
- Jas!? Proszę, przyjdź szybko za chwilę mam pracę a nie mam z kim zostawić Sam'a! - zaczęła krzyczeć Miranda. O nie, znowu będę musiała siedzieć z tym dzieciakiem. Sam - 7 letni kuzyn Mirandy. Jest nieznośny. 
- Muszę..
- Proszę! - krzyknęła zdesperowana.
- Ugh, okej. - powiedziałam szybko i rozłączyłam się, ona to wie jak mi spieprzyć dzień.
Zauważyłam w progu stojącego Justina i wiedziałam, że wie o co chodzi.
- Więc mnie zostawiasz? - zrobił smutna minę, a ja się zaśmiałam.
- Przepraszam, muszę, ale ty możesz wpaść do mnie. - wytknęłam mu język i zabrałam torebkę.
- Może później, radź sobie sama z tym dzieciakiem. - podniósł ręce w geście obronnym.
- Nienawidzę Cię. - zmrużyłam do niego oczy i podeszłam do wieszaka na kurtki. 
- Oboje wiemy, że to nie prawda. - zagwizdał.
Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu. Zabrałam swój płaszcz i opuściłam dom zamykając za sobą drzwi.  W pewnym sensie odetchnęłam, że nie musiałam dziś rozmawiać z Justin'em o wczorajszej "propozycji". Moje nogi byli zmęczone i obolałe, nie chciało mi się nawet wsiadać do taksówki, bo wiedziałam, że sprawię swoim dwóm kończynom jeszcze większy ból, ale w końcu jakoś musiałam dojechać do domu. 

Wysiadłam z taksówki na parkingu tuż przy mieszkaniu i podziękowałam kierowcy. Upewniłam się, że wszystko, czego potrzebowałam znajduje się w torebce i zabierając ją ze sobą, wysiadłam z samochodu. Jak to zazwyczaj jest w damskich torbach, musiałam się wysilić, aby znaleźć klucze do mieszkania, które oczywiście tak po prostu wrzuciłam. Wsadziłam klucz do drzwi wejściowych i nie robiąc większego hałasu weszłam po cichu. 
Już przy progu zauważyła moją przyjaciółkę lecącą do drzwi nawet nie racząc powiedzieć "Pa" Wybiegła z domu.
- I co ja teraz zrobię. - popatrzyłam zmęczona na uśmiechającego się w salonie chłopczyka.
Skrzyżowałam ręce na piersiach i podniosłam brwi do góry, po czym zaczęłam się śmiać z jego wyrazu twarzy. Wyglądał niczym napalone dziecko na żelki. Jego brązowe tęczówki błyszczały pod wpływem światła co dawało im efekt słodkiego, urzekającego spojrzenia. Sam zdecydowanie należał do kręgu ładnych dzieciaków. Delikatnie opalona skóra, ciemne oczy, i piękny uśmiech. W przyszłości pewnie będzie łameczem serc ale jak na razie jest upierdliwym dzieckiem.

A przede mną teraz dłuuuugi dzień.

Znowu zawaliłam?
Przepraszam, ale ja po prostu już nie nadążam, nie spodziewałam się, że będziemy mieć tyle kartkówek, zaliczyłam już nawet 2 prace klasowe :c
Rozdziały nie będą często ale postaram się jak tylko mogę.

+ Zapraszam, jeśli macie jakieś pytania (niedotyczące ff tylko mnie)
@Viilllegas



czwartek, 11 września 2014

Rozdział 17

Kiedy Taylor wyszedł z moje domu, zauważyłem drobne ciało Jasmine stojące sztywno na schodach. 

Przełknąłem głośno ślinę.
- Co jest? - zapytałem, na co pokręciła głową. Wiedziałem, że słyszała to co powiedział mój brat. W tej chwili uciekłbym stąd jak najdalej, ale nie mogę.
- Więc? - pospiesza mnie dziewczyna.
- To... to nie to co myślisz. - westchnął.
- Więc co? Może ja tego wcale nie słyszałam? Co jeszcze wymyślisz? - prychnęła ze złością.
- Wiem jak to wygląda, ale ja po prostu Ci to wytłumaczę i wszystko będzie w porządku...- tłumaczyłem z nadzieją.
- Wątpię... - szepnęła.
- Kiedyś... to znaczy nawet w czasie związku z Jessicą poznawałem młode dziewczyny. - spojrzałem jej w oczy, na co odwróciła wzrok. - Podobały mi się... i wiadomo co z tego wyszło. - brunetka nagle rozszerzyła oczy.
- C-co było? - szepnęłam a za razem krzyknęła.
- Seks, różne zabawy. One wiedziały, że nic z tego nie będzie, więc...
- Ile lat?
- Co ile lat? - zapytałem zdezorientowany.
- Ile one miały lat?
- Um...17 coś takiego. - spuściłem głowę.
- To się zdarzyło w szpitalu, dokładnie tak jak ze mną? - zauważyłem, że oczy się jej zaszkliły a dolna warga zadrżała.
- Tak 
- Czyli...jestem następną? - w jej głosie niemal było słychać płacz.
- Nie! Nie, oczywiście, że nie. Nie planowałem tego z tobą, chciałem z tym skończyć, ale zjawiłaś się ty i wiedziałem, że to nieodpowiednie. Ale nie umiałem przestać, przyciągałaś mnie. - powiedziałem szybko.
- Jak mam Ci wierzyć? - wiedziałem, że już płacze. Chciałem ja przytulić ale wiem, że by mnie odepchnęła.
- Zaufaj mi..
- Nie umiem. - szepnęła i pobiegła na górę zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem głośno i podszedłem do wazonu na komodzie. Wziąłem go w dłonie i rzuciłem mocno o ścianę, krzycząc.
Czemu zawsze muszę wszystko spieprzyć? 
Jasmine POV
Ubierałam się na spotkanie z przyjaciółmi Justina. Oczywiście nadal jesteśmy skłóceni, lecz przy znajomych muszę zachować pozory. Nie wiem jak to wyjdzie, nie zamierzam udawać, całując go czy inne. Po prostu nie będę robić scen.
Darzę go wieloma uczuciami ale czasem po prostu nie mogę ich określić. Jak to się potoczy?
Jestem tego cholernie ciekawa, ale na chwile obecną nie mogę nic powiedzieć. Niczego nie jestem pewna, czuję przy ni inna. 
On mnie zmienia...
*
Piliśmy wszyscy drinki i jedliśmy lody. Tak, to dziwne, ale dziwniejsze jest w tym to, że nawet się dogadywałam z przyjaciółmi Justin'a. Nie są tacy źli jak sobie myślałam. Chłopakowi widocznie nie pasowało, że rozmawiałam więcej z innymi niż z nim. No cóż, ale sam tego chciał. Nie miał już więcej kłamać, nie miał nic przede mną ukrywać. 
Miałam już przyjąć następna porcję pysznych, puszystych, waniliowych lodów, lecz facet koło mnie odchrząknął. Spojrzałam w górę i zauważyłam blondyna z pięknymi, niebieskimi oczami.
- Hej - powiedział nieśmiało. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie, był przesłodki.
- J-ja chciałem zapytać czy jesteś zajęta, bo na prawdę mi się podobasz i może chciałbyś mi dać swój numer? - zapytał znowu się prześlicznie uśmiechając.
Justin odwrócił ciemny wzrok za okno i zacisnął pięść. 
Nie wiedziałam co powiedzieć, nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Przenigdy. To było dziwne uczucie.... ale przyjemne.
Wyglądał na przystojnego. Głupio byłoby odmówić? To chyba oczywiste, nawet nie chce odmawiać.
Już miałam powiedzieć "tak" kiedy Justin uderzył pięścią w stół i posłał chłopakowi spojrzenie śmierci. 
Na prawdę, teraz to nawet ja go się bałam.
Patrzyliśmy oboje z zaciekawieniem na Justina. 
- Jaki jest twój problem koleś? - zapytał zmieszany blondyn.
- Jak w ogóle śmiesz rozmawiać z moją dziewczyną? - warknął groźnie szatyn.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, niepewna dokładnie co powiedział.
"Moja dziewczyna"
- Okej, uspokój się. Nie wiedziałem. - skinął zrozumiale chłopak koło mnie.
Justin uśmiechnął się złośliwie i wstał od stołu, zaciskając pięść jeszcze mocniej.
- Masz z tym problem kurwa? - krzyknął brunet.
Facet pokręcił głową dziko.
- N-ie - za jąkał się.
- Więc spierdalaj! - krzyknął Justin jeszcze głośniej. Co w niego wstąpiło, ten chłopak nic takiego nie zrobił. No, oczywiście poprosił mnie o numer ale gdybym wiedziała, że Justin tak zareaguje, nawet bym na niego nie spojrzała. 
Ładny chłopak tylko na mnie spojrzał wzrokiem pełnym strachu i szybko opuścił bar. 
Brunet oddychał szybko, jego ciało drżało a twarz była czerwona. Co jest? Nigdy go nie widziałam go tak wściekłego wcześniej. Wiedziałam, że był czasem agresywny, ale nie tak. Ta strona mnie przeraziła.
Kiedy chłopak z groźnym wzrokiem złapał mnie za rękę  nie sprzeciwiałam się. Nie miałam zamiaru anie odwagi. Czy to zazdrość? I dlaczego powiedział, że jestem jego dziewczyną? Miałam w głowie mętlik. 
Po kilku minutach drogi Justin stanął koło małego parku i odwrócił się w moją stronę. W tym momencie moje serce zaczęło bić szybciej a krew w moich żyłam podskoczyła. Ten wzrok. ta osoba. Ta cisza była nie do zniesienia. Chciałam coś powiedzieć, chciałam wydobyć coś z moich słów ale nie umiałam. 
- Dlaczego? - zapytałam.
- Nie - pokręcił głową przecząc. Wiedziałam, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać ale powinien wiedzieć, że musimy.
- Justin...
- Chciałem Cię po prostu chronić. - powiedział już spokojniej.
- Nie, nawet go nie znałeś. Nie chciałeś mnie chronić. - powiedziałam twardo. - Wytłumacz!
Nawet mu nie wierzyłam, że chciał mnie chronić. Nie znał tego faceta, nigdy go nie widział. Wiedziałam, że to coś innego.
- Wiem, że przesadziłem....ale zrozum, że nie chciałem...
- Nie chciałeś?
Spojrzał na mnie dyskretnie i wciągnął mocno powietrze do płuc, zdenerwowany. 
- Nie chciałem widzieć jak dotyka Cię inny mężczyzna. - westchnął a moje serce podskoczyło z radości. Tak, z radości.
- Czemu od razu tego nie powiedziałeś? - zapytałam.
- Nie wiem... Nie umiałem.
Patrzyliśmy na siebie jeszcze parę minut a potem nasze ciała się w pełni rozluźniły. Prawdą było to, że mieliśmy wiele do omówienia, wyjaśnienia.
- Jeśli mam być szczera to był na prawdę 
- Nawet ze mną nie pogrywaj - warknął.
- Przepraszam - szepnęłam. Chłopak wrócił do swojej naturalnej miny i chciał mnie przytulić. 
- Nie, nadal musimy dużo wyjaśnić. - chłopak tylko westchnął i pokiwał zrozumiale. 
Chciał już powędrować w stronę samochodu ale ja znowu się odezwałam.
- Czemu nazwałeś mnie swoją dziewczyną?
Chłopak na moje słowa zesztywniał. Zajęło mu parę sekund odwrócenie się w moja stronę.
Byłam pewna, że coś do mnie czuję, że czuje to samo co ja. Tylko, że ja sama nie mogłam określić swoich uczuć. Może czuje się tak samo?
Chciałbym być zdecydowanym człowiekiem, chciałabym wiedzieć na czym stoję. Tym czasem moje życie wygląda jak karuzela.
 - Bo może chce. - odpowiedział nagle chłopak a świat się dosłownie na chwile zatrzymał.



Jak tam w szkole?
U mnie pełno nauki...
W końcu 3 Gimnazjum :)

Komentujcie!