niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 11


Wiele osób pyta o wygląd Jasmine. Wiem, że nie podałam zdjęcia, postaci, ani nic. Ale chciałam to wam zostawić. Ja wyobrażam sobie ją jako brunetkę. Wy możecie tak samo, albo nawet jako blondynkę. Wiem, że piszę "ciemnowłosa" Ale jeśli wolicie może to być w waszej wyobraźni ktoś całkiem inny. Chyba to, że ma na imię Jasmine Adams, ma 17 lat wystarczy. Wygląd zostawiam do waszej dyspozycji. Może ona wyglądać nawet jak dziewczyna z szablonu. To wasz wybór. Chyba, że na prawdę wam będzie ciężko i chcecie tą postać mogę jakąś wstawić, ale to napiszcie :)


_______________________________________


Deptałam po podłodze moimi bosymi stopami poszukując Justina. Podeszłam do blatu kuchennego, gdzie zastałam malutką różową karteczkę.


Wiesz, że mam pracę?

Spotkamy się w szpitalu...a po za tym będziesz się nieźle tłumaczyć :)

Fajnie, pewnie znowu będę miała pogawędkę z ordynatorem. Ruszyłam w stronę lodówki wyjmując parę produktów. Przygotowując posiłek, zauważyłam, że przy drzwiach leży koperta. Szybko do niej podbiegłam i wzięłam w dłonie. 


Spotkajmy się w barze....sam wiesz jakim <3

Mam ważną wiadomość.
Do zobaczenia kotku!
Twoja Jessica.

"Twoja Jessica" skądś kojarzę, prawdopodobnie to właśnie jego żona. Myślałam, że nie są już razem.. Eh, to takie skomplikowane. Ten pocałunek, noc.. Nie wiem sama co o tym myśleć. Nie wiem czy to coś znaczyło. Na pewno coś...tylko własnie, co. Wyobrażasz sobie związek z mężczyzną o 5 lat starszym. Niby nic ale ja jestem nastolatką a on dorosłym człowiekiem, do tego lekarzem.

Szybko przerwałam swoje rozmyślenia, wychodząc z domu. Dowiedziałam się, że klucze są w komodzie. Teraz czuję się jak jakiś bogacz. Zamykam tak luksusowe drzwi jakby ten dom był mój. Jestem taka głupia, pokręciłam głową z swojej naiwności.

.


Kiedy dotarłam do szpitala podbiegłam do Justina, który już był w mojej sali wyczekując na mnie. 

- Hej..- od razu rzucił się aby mnie pocałować, lecz ja się wycofała. Jeszcze za wcześnie. Ja nawet nie wiem co między nami jest.
- Przepraszam. - szepnęłam. - A tak po za tym dostałeś list od Jessicy. Chciała się z tobą spotkać w barze. 
- Um..
- Jezu, i do tego przepraszam, że go otworzyłam. Nie powinnam nie? Jaka ze...
- Nie, jest okej. Uspokój się. - zaśmiała się ze mnie. To musiało głupio wyglądać. - Jasmine, to co wczoraj.. - nie dokończył ponieważ ktoś wparował do sali z hukiem. 
- Boże Taylor. Co Ci? - wrzasnął chłopak.
- Twoja żona mnie wykończy, za wszelką cenę chce się z tobą spotkać. Weź coś zrób. - powiedział zdyszany. Spojrzałam na Justina ze złością. Tak, zamknięte sprawy, na pewno. Westchnęłam sfrustrowana. Szatyn tylko wzruszył ramionami i wyszedł z sali, do Jessicy. Super.
- Usiądź. - powiedział do Taylora, bo widać było że jest zmęczony.
- Nie dość, że poszedłem spać o 4 rano, to jeszcze musiałem przed tą hipokrytką uciekać - zaśmialiśmy się. To takie niesamowite, że znowu się spotykamy. Nigdy bym nie pomyślała, że nasze drogi znowu się zejdą.
- Jak tam? - zapytałam.
- Jak tam? Oh, dużo gadać. Musze zacząć od tego co było 2 lata temu. - uśmiechnął się.
- Tak, trochę minęło. - odwzajemniłam gest. - więc zaczynaj. - klasnęłam w ręce opierając się o ścianę nad łóżkiem. Chłopak uśmiechnął się i usiadł w tej samej pozycji co ja.
- Pod warunkiem, że ty opowiesz mi później o swoim żuciu. I bez tajemnic. - ostrzegł. Skinęłam głową z wielkim uśmiechem na twarzy. Brakowało mi takiej rozmowy, a tyle mam mu do powiedzenia.

*


- Żartujesz? - usłyszałam głos Taylora. Właśnie opowiadałam mu co wywinął Luke i był zadziwiony. - Nie wyglądał na takiego.. 

- Jak każdy człowiek, każdy ma jakąś tajemnice, która nie pasuje do niego i mało kto by się spodziewał. - powiedziała. 
Rozmawialiśmy już chyba z 2 godziny, a od 20 minut zaczęła ciągle myśleć o Justinie. Gdzie on się podziewa. Można powiedzieć, że się martwię. Ale bardziej boje się, że coś zajdzie między nim a jego żoną. To tak głupio brzmi "Jego żoną" To oczywiste, że coś może zajść. Byłam głupia i naiwna wierząc, że to koniec ich związku. Niby sama nie wiem co jest między nami, ale jednocześnie nie chcę, żeby było coś między nim a inną.
Nagle chłopak chciał wstać, lecz potknął się na łóżku i wpadł na mnie.
- Przepraszam - zaśmiał się i wstać. Kiedy się podniosłam zauważyłam Justina przy drzwiach.
- Widzę, że świetnie się bawicie. - warknął. Teraz jeszcze na mnie będzie zły. Świetnie.
Spojrzałam na niego spokojnie, ale on po chwili wyszedł z sali. Taylor spojrzał na mnie przepraszająco i także opuścił pokój. Westchnęłam. Chciałam iść do Justina ale on zrobił to pierwsze popychając mnie do tyłu.
- Co to miało być? 
- Co? Tylko rozmawialiśmy.
- Przestań pieprzyć. Leżał na ciebie.
- Przypadek.
- Przez przypadek prawie się pieprzyliście? - zaśmiał się gorzko.
- Przesadzasz - warknęłam. - Nawet jeśli, to co? Nie mogę. - chłopak spojrzał na mnie wściekle.
- Nie, no oczywiście może. Skacz z jednego chłopaka na drugiego. Tylko w tym jesteś dobra. - nie wierzę, że słyszę to z jego ust. 
- Sam się na to pisałeś. - zaśmiałam się.
- Ja? Ja się na nic nie pisałem. Tylko ma jedno pytanie. Miło by Ci było gdybym całował się z Jessicą?
- Już to zrobiłeś!
- Przed naszym pocałunkiem.
- Nic nie znaczącym. - wypaliłam, chociaż wcale tak nie myślałam. Spojrzał na mnie spokojnie, ale trochę smutno. 
- Zachowujesz się jak dziecko. - wybuchnął nagle. - Rozpieszczone dziecko. Myśl trochę racjonalniej, bież za siebie odpowiedzialność. Czas najwyższy!
- Bo ja jest jeszcze dzieckiem. Mam niecałe 18 lat. Nie dorosłam jeszcze do tego. - krzyknęłam załamującym się głosem. - nigdy nie wyobrażała sobie, że spotkam akurat ciebie i będę musiała tak szybko dorosnąć, że stracę tak szybko rodziców. - nie umiałam powstrzymywać łez. To była dla mnie za trudne, nie umiałam sobie już radzić.
- Wywijasz się swoimi problemami, smutkami. Ludzie niedługo zapomną i będą Cię traktować poważnie, nie jako nastolatkę, która straciła wszystko. - powiedział z poważną miną. Żadnego pocieszenia, uśmiechu. Czegoś, czego mi brakowało.
- Ale ja nie umiem. - szepnęłam.
- Miałaś rację. - westchnął. - Nie wiedziałem na co się piszę, to był błąd. - i wyszedł, wyszedł zabierając jakąś cząstkę mnie. Cząstkę, która miała nadzieję, że będzie miała w końcu beztroskie życie i sobie poradzi. Ale jednocześnie uświadomił mi jaka jestem w tej chwili beznadziejna. Słaba. Miał rację ludzie nie będą na mnie patrzeć jak na pokrzywdzoną przez los. Będą na mnie patrzeć jak na człowieka, będą mnie traktować jak każdego innego. A ja będę musiała się z tym zmierzyć, z czymś, z czym nie potrafię sobie poradzić. 
Nie potrafię dorosnąć.

*


Odkąd wyszedł Justin minęły 2 godziny. Dwie godziny płakania i zastanawiania się jaki sens ma moje życie. Teraz jeszcze musiałam do niego iść, musiał mnie zbadać, podobno niedługo mogę wyjść. I gdzie ja się podzieje?
Weszłam do gabinetu Justina. Teraz mojego lekarza, tylko. Nic nie mówił, nie odzywaliśmy się do siebie. Zrobił to co miał zrobić napisał coś na kartce i szperał w szufladzie.
- Będziesz musiała to zażywać 2 razy dziennie. - powiedział podając mi tabletki. - możliwe, że za 2 dni wyjdziesz. - nawet na mnie nie spojrzał, jakbym była dla niego obca.
- Teraz nie będziesz się do mnie odzywał? - zapytałam
- A mamy o czym rozmawiać?
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Zaczynasz kłótnie... 
- Tak, bo to ja ją zaczęła. - prychnęłam.
- Wiesz, widzę, że jesteś taka wesoła, uśmiechnięta, pogodna...- chciał mnie wkurzyć i mu się udało. - powinni na ciebie mówić "słoneczko" - zaśmiał się - Tak! Słoneczko, idealnie pasuje.
- Możesz przestać?
- Nie, nie mogę. Doprowadzasz mnie do szału swoim niedojrzałym zachowaniem. Więc ja będę robić to samo.
- Wiesz, że nie robię tego specjalnie. - westchnęłam.
- Do widzenia słoneczko. - uśmiechnął się sztucznie podając mi leki. Wygonił mnie. Pozbył się jak obcego. Tak chce grać? Okej, też będę traktować go jak ona mnie. Też będę sprawiała mu przykrość. Sam tego chciał.
Weszłam do sali trzaskając drzwiami. Ten człowiek kiedyś doprowadzi mnie do nerwicy. 

*


Kiedy była już 22 chciałam iść do ordynatora, zapytać się czy mogę wyjść wcześniej. Wiem, że powinnam pytać mojego lekarza ale teraz to nie możliwe. Z resztą nawet by mi nie pozwolił. Na szczęście skończył już prace, więc go nie spotkam. 

W tym czasie zajrzałam przez okno na okolicę, do której chciałam wyjść. Chciałabym zaczerpnąć świeżego powietrza. Pamiętam jak tata uczył mnie jeździć na rowerze powtarzał mi "Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia" wtedy za wszelką cenę osiągałam wszystko co możliwe. Nawet nauczyłam się jeździć na rowerze. Może to głupie, ale wtedy to było wspaniała chwila. A teraz? Teraz robią sama sobie piekło z życia, ponieważ nie umiem sobie poradzić. Jak mam rozpoznać swoją drugą połowę? Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań. Nie mam pojęcia kim jest dla mnie Justin. Wiem, ze będę musiała się z tym zmierzyć. Ale jak na razie ja nawet nie jestem pewna swoich uczuć. Może powinnam to zakończyć? Tak, tak chyba będzie lepiej dla nas obojga.
Szybkim krokiem poszłam do gabinetu, żeby mieć to już za sobą.
Ale zamiast ordynatora spotkałam tam Justina całego pijanego. Albo gorzej, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Przestraszyłam się.
Uśmiechnął się i zaczął do mnie podchodzić. Nie chciałam tego. Bałam się.
- Co już nawet się do mnie nie przytulisz? - zapytał ze śmiechem. 
- Justin co ty robisz? Wyrzucą Cię z pracy.
- Nie udawaj, ze Cię to obchodzi. - warknął, śmiejąc się. Co z nim?
Chciałam wyjść ale zostałam popchnięta na ścianę. Teraz byłam przerażona, oboje popełniliśmy błąd, nie znamy się, nie wiedzieliśmy na co się piszemy. Tak, to był błąd.
- Przestań - szepnęłam przerażona.
- Przestań?! Robisz mi nadzieję, uśmiechasz się, a ja jak idiota lecę do ciebie. Kiedy ty się mną tylko bawisz! - krzyknął. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie umiałam wydusić ani słowa.
Spojrzał na mnie, a z moich oczu leciały łzy. Łzy przerażenia. Nie widziałam czy mam się ruszyć czy uciec, czy stać tak jak teraz. Jego twarz złagodniała. 
- Wynoś się! - krzyknął nagle odsuwając się ode mnie.
- Justin...
- Powiedziałem wynoś się! - jego oczy się zaszkliły i poczerwieniały. - za nim coś Ci zrobię...
Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Wyszłam. Tak to ma się właśnie kończyć? Inaczej sobie to wyobrażałam, jak zresztą wszystkie moje znajomości.
Wzięłam pospiesznie kurtkę i wyszłam z budynku, tak żeby nikt mnie nie zauważył. 
Szłam ciemny parkiem, aż wreszcie wyszłam na oświetlone latarniami uliczki. Byłam tam tylko ja, nikt tędy nie chodzi. Miałam dość zatłoczonych miast, chciałam odpocząć. Przymknęłam powieki i odchyliłam głowę do tyłu. Zaciągnęłam się mocno świeżym powietrzem i wypuściłam je ze świstem. 
Nagle zza uliczki wyszedł...koleś mojej matki. Co on tu robi?
- Hej Jasmine. - powiedział przekręcając głowę w bok i uśmiechając się.
- Czego pan chce? - zapytałam trochę poddenerwowana.
Naglę zza jego pleców wyszła jeszcze 3 mężczyzn, których nigdy w życiu nie widziałam.

To nie może się dobrze skończyć...



Dziękuję za komentarze pod poprzednim.

+ może po wakacjach, będziecie mieć nowe opowiadanie :)
( nie, nie kończę tego) 
Do zobaczenia.
Komentujcie! 
+przepraszam za błędy, nie sprawdziłam.



wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 10


Nawet sam nie wiedziałem dlaczego całowałem się z Jessicą. Byłem trochę spity i tak dalej, nie wiedziałem co się dzieje. Dlaczego ona tu w ogóle jest? Wreszcie ktoś potrząsnął moim ramieniem, odwróciłem się i ujrzałem nikogo innego jak mojego brata.
- Co ty robisz? Myślałem, że sprawę z Jessicą masz już zamkniętą.
- Bo miałem. Nie jesteśmy już razem, to znaczy, jesteśmy małżeństwem, ale tylko w papierach.

- Przeszkadza Ci to? - zaśmiałem się, potykając o własne nogi.
- Twoja koleżanka właśnie wyszła.
- Co? Jaka... - Oł, chyba chodziło mu o Jasmine. Cholera. Przełknąłem głośno ślinę ze zdenerwowania.

- Nieważne, po co tu przyszedłeś?
- Wiesz, że dawno nie byłeś u rodziców? Martwią się o ciebie.
- Mówiłem Ci już, nie traktuję ich jako moją rodzinę. Mieli czas wcześniej.
- Potrzebują Cię...
- No własnie, a gdzie byli kiedy ja ich potrzebowałem? Co?
- Przepraszają, przecież wiesz...
- Nie obchodzi mnie to.
W tym momencie nie zauważyłem stopnia przy drzwiach i się przewróciłem. Kurwa. Właśnie to są minusy alkoholu. Taylor pomógł mi wstać i odprowadził do swojego samochodu.
- Miałeś z tym skończyć. - Znowu to samo, czy oni nie mogą zrozumieć, że ja wolę takie życie?
- Przestań - syknąłem.
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. I dobrze. Nie byłem chętny do rozmowy. A jak wiadomo, zacząłby pieprzyć o moim alkoholizmie.
- Wiesz... może spróbowałbyś jeszcze raz? - od razu wiedziałem o co mu chodzi... Nie ma mowy.
- Nie - powiedziałem stanowczo. To było dla mnie za ciężkie, poza tym teraz na pewno nie dałbym rady.
Właśnie byliśmy przed moim domem. Byłem zbyt zmęczony, na... na wszystko. Może nie powinienem tak postępować, ale to coś ciągnie mnie do alkoholu jak cholera. Nie umiem się powstrzymać. Jestem już nikim w swoich oczach. Mam tylko nadzieję, że pozostanę kimś w oczach innych.

*


Obudziłem się z wielkim bólem głowy. Następny minus alkoholu. Zresztą mógł bym ich wymieniać dziesiątki.

Usłyszałem dzwonek do drzwi przez co syknąłem. Jak nie mam co robić, to nikt nie chce przyjść, a jak ich nie potrzebuję, to tłumy. Zszedłem na dół i wziąłem szklankę wody z tabletką, po czym ponownie usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Już idę! - Boże, jacy ludzie są upierdliwi.
Przed moim domem stała Jessica. Czego ona tu chce?
- Serio? Po co tu przyszłaś?
- Odwiedzić swojego męża, czy to jest dziwne?
- Tak, w naszym przypadku tak. - Denerwowała mnie jak nikt inny. Poznałem ją przez "rodziców", chociaż trzeba przyznać, w tamtym momencie mi się spodobała. A ślub był dużym błędem, długo ze sobą nie wytrzymaliśmy. Wracając do rodziców, to oni są tymi prawdziwymi, chociaż nie traktuję ich tak. Oddali mnie do adopcji, bo nie umieli się mną zaopiekować. Potem zostałem adoptowany i właśnie tamtych rodziców zawsze traktowałem jako prawdziwych, to oni byli przy mnie zawsze. Następnie urodził im się Taylor i chcieli także mnie odzyskać. Na marne.
Zauważyłem, że moja "żona" szuka czegoś w szafkach.
- Gdzie masz herbatę? - no tak, jak zawsze niekulturalna.
- Nie żeby coś, ale to nadal tylko mój dom, uważaj sobie.
- Jak zawsze arogancki - warknęła, podchodząc do mnie i zawiesiła swoje ręce na moim karku.
- Przestań - odepchnąłem ją. - Idę spać, a ty masz wyjść - powiedziałem, po czym powędrowałem na górę rzucając się z hukiem na łóżko. Nawet nie wiecie jak potrafi być upierdliwa.
Zanim poszedłem spać przypomniałemsobie coś, a raczej kogoś. Jasmine. Byłem ciekawy, czy wszystko z nią w porządku. Zamiast się położyć, wstałem i ogarnąłem się. Muszę to sprawdzić. Nie chce mi się, ale muszę. Byłbym idiotą zostawiając ją samą... a nie, ja już to zrobiłem. Jestem idiotą.

*


Dzisiaj musiałem jechać do pracy autobusem, ponieważ alkohol z organizmu tak szybko nie "paruje". Nie dość, że mam kaca, to do tego muszę prawie godzinę siedzieć w tłumie, a raczej stać. Najchętniej bym to wszystko rzucił.

Kiedy byłem na miejscu od razu pokierowałem się do sali Jasmine. Oby tam tylko była. Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami. Kiedyś tak mi powiedziano. Błędem było, że posłuchałem. Alkohol mnie odstresowuje, ale także niszczy. Poznałem Jessicę w najodpowiedniejszym momencie. Pomogła mi wyjść z tego bagna. Jestem jej za to wdzięczny, ale mogłaby się już ogarnąć. Nie jesteśmy już razem, to koniec. Zresztą ona miała już tylu facetów, gdyby nadal coś do mnie czuła, nie byłaby z nimi. Muszę przyznać, że kiedyś może i ją kochałem. Ale moje uzależnienie wszystko zepsuło. Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało.
Wtedy właśnie ujrzałem Jasmine, siedziała na łóżku z pochyloną głową odwracając kartki książki. Wyglądała przepięknie. Wolałbym, żeby ona była jedynym moim problemem niż cała ta masa gówien. Wcale bym nie uciekał przed nią, ani nie próbował jej rozwiązać, bo jest idealna jaka jest. Próbuję o niej nie myśleć w ten sposób, jest moją pacjentką i do tego nastolatką. Ludzie mogliby sądzić, że uczucie pomiędzy takimi osobami nie jest prawdziwe, ale moje jest jak najbardziej. Nie mogę tego określić, ale jest duże, bo ciągnie mnie do niej bardziej niż do alkoholu. Może to złe określenie, ale każdy człowiek jest inny.
Wszedłem do sali i zapukałem w ścianę żeby mnie zauważyła.
- Hej - wydukałem zdenerwowany. Dziewczyna tylko prychnęła. - Posłuchaj...
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, czy ty w ogóle wiesz co to znaczy zaufanie? - od razu na mnie naskoczyła. - Albo prawda?
- Tak, wiem co zrobiłem. Przepraszam, po prostu pozwól mi wytłumaczyć. Proszę.
- Nie, jesteś tylko moim lekarzem, już nie obchodzi mnie twoje życie, skończyłam z tym. Nie będę już się w nic więcej angażować.
- Mogę to wytłumaczyć...
- Wyjdź, proszę Cię, wyjdź. Za dużo sobie pozwoliłeś, żeby teraz to naprawiać.
- Jasmine...
- Nie, proszę, wyjdź! - wrzasnęła. Myślałem, że to będzie łatwiejsze. Myliłem się.
I tak tego nie zostawię. Wyszedłem na hol i wybrałem numer Taylora. Nie chciałem, ale potrzebowałem jego pomocy.
- Siema, słuchaj, mógłbyś przyjechać po mnie do szpitala? Taka mała prośba.
- Okej... o co chodzi? Nie masz swojego auta? Poza tym, chyba masz wolne...
- Później wytłumaczę, po prostu przyjedź. - Odłożyłem telefon do kieszeni i znowu poszedłem do sali Jas. Kiedy mnie zobaczyła od razu pokręciła głową.
- Mówiłam Ci... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerzuciłem ją sobie przez ramię. - Co ty do cholery robisz? - pisnęła.
- Zabieram cię stąd, nie widać?
- Puść mnie natychmiast albo zacznę krzyczeć. - Wyszedłem z sali i postawiłem ją na ziemi.
- Teraz będziesz słuchaną dziewczynką i pójdziesz ze mną.
- Nie ma...
- Jasmine! Mówiłem ci że dzisiaj nie, moi rodzice są w domu. Nie możemy - powiedziałem głośno, uśmiechając się w duchu. Żebyście widzieli jej minę...
- Co ty wyprawiasz? - szepnęła przerażona i zawstydzona. Wszystkie oczy były skierowane na nas.
- Nie nalegaj, w weekend. Obiecuję. Wiem, że chciałaś się zaba...
- Nie, nie. Dobra, idę z tobą tylko skończ. - Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z budynku, gdzie już czekał mój brat.
- Co on tu robi? - zapytała.
- Przyjechał po... czekaj, skąd ty go znasz? - zdziwiłem się.
Nie odpowiedziała, tylko razem ze mną wsiadła do samochodu. Czyli nie tylko ja mam coś do wyjaśnienia.
- Hej - powiedział mój brat do Jasmine. A ja?
- Hej - odpowiedziała szeptem. Coś jest nie tak.
Cała przejażdżka znowu w ciszy. Ciągle spoglądałem na dziewczynę, lecz ona nawet nie odwracała głowy w moją stronę.
To będzie trudna rozmowa.
Wszyscy wysiedliśmy równocześnie. Od razu podszedłem do ciemnowłosej. Weszliśmy do mojego domu, mój brat także, czego niezbyt chciałem, no ale cóż.
- Um, Jasmine idź do mojego pokoju, chyba pamiętasz gdzie. Poczekaj tam na mnie - powiedziałem, na co dziewczyna skinęła i ruszyła do góry.
- Stary co jest? - zaczął Taylor.
- Po prostu chciałem z nią porozmawiać, a nie miałem auta, bo... wiesz sam.
- Rozumiem, ale nie myślałem, że trzymasz się z nią aż tak blisko.
- Skąd ty w ogóle ją znasz?
- Myślę, że sama Ci to powie - uśmiechnął się i wyszedł.
Szybko ruszyłem do góry. Kiedy byłem już w swoim pokoju, nie było w nim Jasmine. Westchnąłem. Ona mnie kiedyś wykończy. Usłyszałem szelest w łazience. Dobrze, że nie uciekła. Ulżyło mi. Usiadłem na łóżku i zawołałem brunetkę.
- Więc od czego mam zacząć? - zapytałem.
- Czemu mi nie powiedziałeś prawdy?
- Powiedziałem, ale nie całą.... Nie mam rodziców, to znaczy biologicznych tak, owszem, ale nie traktuję ich jako rodziny. Dlatego uznaję, że moi rodzice nie żyją, bo nie żyją, ale oni mnie adoptowali a nie "zrobili" - zaśmiałem się. - Żona? No tak, nie chciałem o tym wspominać, nie jestem już z nią, jest żoną tylko na papierku.
- Czemu się z nią nie rozwiedziesz?
- To skomplikowane... Ten dom jest niby mój, ale kiedy się ożeniłem automatycznie został nasz, ona się wyprowadziła, ale powiedziała, że jeśli bierzemy rozwód nie zostawi tak tego. Więc stracę dom, dlatego mi się nie śpieszy z rozwodem.
- Rozumiem - westchnęła. - A dlaczego się rozstaliście?
- Um, okej. Chyba będę musiał ci to powiedzieć. Kiedy się z nią ożeniłem byłem zaszyty*. Tak jest, uzależniony od alkoholu. W pewnym momencie nie wytrzymałem i wyjąłem sobie ten lek, a potem... chyba sama wiesz. To długo by nie potrwało. - Kiedy podniosłem głowę zauważyłem jej minę. Była przerażona. Nie dziwię się jej.
- Czemu nie powiedziałeś, że jesteś alkoholikiem? - miała załamujący się głos.
- Przepraszam... - Dziewczyna szybkim krokiem wyszła z pokoju, a ja za nią.
Chciałem ją zatrzymać ale się rozmyśliłem. Musi ochłonąć.
Czułem się okropnie, mogłem jej powiedzieć wcześniej, nie byłoby takich problemów. Najwyżej od początku by za mną nie przepadała, a ja bym się do niej tak nie zbliżył.

*


W czasie kiedy nie było Jasmine ponownie przyszedł do mnie Taylor. Oglądaliśmy razem mecz, przy... nie piwie. Nie pozwolił mi. Czasem tak bardzo mam go dosyć.

- Powiesz mi wreszcie skąd ją znasz? - zapytałem, ponieważ dziewczyny nie zdążyłem zapytać.
- Kogo? Jas? Była kiedyś moją dziewczyną. - Wzruszył ramionami, a ja się zakrztusiłem sokiem. Tak, sokiem.
- Ilu ona miała tych chłopaków? - podniosłem głos. Myślałem, że ten cały Luke był ostatnim. Szatyn zaśmiał się z mojej reakcji.
- Ja byłem przed Luke'em jeśli o to Ci chodzi. - Nie spodziewałem się tego. Mój brat jest byłym mojej... to znaczy nie mojej, po prostu Jasmine. - Podoba Ci się? - zapytał.
- Um, nieważne.
- Wiesz, że dużo ryzykujesz, ona jest jeszcze młoda i niedoświadczona.
Od razu widziałem ten głupi uśmiech na twarzy Taylora. Idiota.
- Idiota - zaśmiałem się.
- Wiesz, że nie myślę o seksie?
- Nie żartuj. Ale poważnie... podoba Ci się? - spoważniał.
- Trochę, ale masz rację, to będzie trudne.
Bardzo trudne.


Byłem już strasznie zmęczony, a Taylor mnie dalej męczył. Na szczęście usłyszeliśmy w odpowiedniej chwili dzwonek do drzwi. Bałem się, że to Ona.

- Hej - szepnęła.
- To teraz to będzie tak niezręczne? - zapytałem.
- Wiem... po prostu to dla mnie ciężkie, okej?
- Rozumiem.
Zaprosiłem ją do środka, na co przytaknęła. Jak zawsze mój brat uśmiechnął się szeroko na jej widok. Bałem się, że coś więcej będzie między nimi.
- Właśnie rozmawialiśmy z Justinem o seksie, mówił, że jesteś dobra w łóżku - powiedział z poważną miną.
Co?
Nie mogłem uwierzyć, że to powiedział. Zabiję gnoja. Taylor nagle zaczął się śmiać. Pewnie z naszych min.
- Ty debilu - mruknąłem zły.
- Przepraszam, ale chyba powinieneś wiedzieć kto ją rozdziewiczył - mówił śmiejąc się i pokazując na siebie. - Jeszcze raz przepraszam - zaśmiał się i zaczął iść w stronę drzwi.
- Taylor - pisnęła Jasmine.
- Chciałem was tylko rozweselić - podniósł ręce w geście obronnym, gdy zauważył moją minę.
- Lepiej tu więcej nie przychodź, tak dla twojego dobra - powiedziałem. Gnój.
- Boże - szepnęła dziewczyna chowając głowę w poduszkę.
- Och, czyli już wiem, że nie jesteś dziewicą - zaśmiałem się głośno.
- Przestań! - krzyknęła i poleciała na górę.
- Co w tym wstydliwego? - powiedziałem do niej, kiedy wszedłem na górę.
Chciała wejść do łazienki, ale zagrodziłem jej drogę swoim ciałem.
- Justin... - westchnęła. Podeszła w prawo, potem w lewo, aż w końcu wpadła na mnie. Zaśmiała się w moją klatkę.
- To głupie - powiedziała.
- Co?
- My. Jesteś ode mnie dużo starszy, jesteś lekarzem. A ja jeszcze nie skończyłam szkoły. To jest głupie. - Może i miała rację, ale to nie zmieni tego, że nadal jesteśmy blisko siebie i nikomu to nie przeszkadza.
- A ja lubię robić głupie rzeczy - powiedziałem, po czym przysunąłem nasze twarze. Może to co robimy jest głupie. Będziemy się tym martwić później.
Dziewczyna złapała mnie za kark i i połączyła nasze usta.
I to nie był koniec, to był początek czegoś dobrego. Tylko nadal nie wiem czego.
Objąłem ją mocno w pasie i trochę uniosłem nad podłogą. Takich uczuć nigdy bym nie oddał, za żadne skarby. Możecie mówić, że jestem bezmyślny. W końcu ona jest nastolatką. Ale trzeba przyznać, takie nastolatki bardziej mnie kręcą niż dorosłe. Jestem chory...






* zaszyty - ma w sobie lek, który uniemożliwia picie alkoholu np. jeśli napijesz się podczas zaszycia, może to spowodować nawet śmierć.
Mam nadzieję, że się spodobał.
Jak już wiecie, od was zależy kiedy pojawi się nowy, bo mam już napisany.
Nie będę wam wstawiać ile ma być komentarzy,
to wy zdecydujecie :)
Wiecie, że to tylko pocałunek?
Pocałunek przed dramą, eh.
Kocham Was <3
Do następnego!
 ask.fm/S_Wag
Znowu stworzyłam sondę, więc proszę zagłosujcie.
 (mam nadzieję, że tym razem się nie zepsuje)

Czytasz=Komentujesz

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 9

Obudziłam się się w szpitalnym łóżku. Nie wiem ile tu "spałam", ale czuje jakby wieki minęły. Od razu odwróciłam wzrok w kierunku bruneta, siedział pochylony a twarz miał schowaną w rękach. Nie wiedziałam co się stało. Pamiętam jak zemdlałam, nic więcej.
- Co się stało? - zapytałam z lekką chrypką. Spojrzał na mnie z wielkimi oczyma, widocznie szczęśliwy.
- Jesteś. Myślałem, że się już nie obudzisz. - uśmiechnął się i ścisnął moją rękę.
- Ile tu już jestem? Wszystko mnie boli. - jęknęłam.
- 2 tygodnie. - westchnął.
- Ile? - Zrobiłam wielkie oczy, to nie możliwe - Dwa tygodnie! 
- Wiem, to trudne, bałem się już, że się nie obudzisz. - posmutniał.
- Ale jestem! - uśmiechnęłam się sztucznie, żeby go nie martwić.
- Chcesz coś zjeść, pić? 
- Chętnie, ale...sama sobie poradzę, wracaj do swoich obowiązków. - znowu ten sztuczny uśmiech. Nienawidzę siebie za to. Szybko uciekłam z pokoju, bo już chciał zacząć coś mówić. 
Szłam już w stronę bufetu, ale coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał. Nadal tu jest, myślałam, że już sobie odpuścił. Wiele przez niego przeszłam, nie mam zamiaru do niego wracać. Zakończyłam ten rozdział, muszę być silna, a przynajmniej udawać. Kiedy zasieje się ziarno niepewności to prawie zawsze puści ono pędy. Luke ma u mnie już nawet owoce. Nie jest warty zaufania. 
- Odwal się. - powiedziałam nie patrząc na jego.
- Proszę....
- Wiesz co? Gdybyś mnie tu nie spotkał wcale byś mnie nie szukał, wcale by Ci nie zależało. I nie kłam że próbowałeś i walczyłeś o mnie, bo nie uwierzę.
Widzisz ja niestety posiadam wiele wad, np. kieruje się emocjami i przez to kiedyś dostane kopa. Szczególnie jeśli chodzi o takie sprawy jak miedzy nami.Ale plus jest jeden tej całej sytuacji...po raz pierwszy powiedziałam co czuje nic nie ukrywając. Tak, zależy mi na tobie Jasmine. - powiedział to z takimi wielkimi....emocjami. 
- Nie, miałeś swój czas. Nie mogę, nie umiem, rozumiesz? Nie potrafię. Nie dam rady znowu do tego wrócić, proszę odejć tak będzie lepiej, niż oboje mamy się męczyć. - powiedziałam to, tak powiedziałam. Musiałam. Z pod moich powiek wypłynęła łza, łza, która była ostatnia. 
Odechciało mi się już jedzenia, nie przełknę ani kęsa. Chciałabym zapomnieć, wymazać z pamięci, zacząć od nowa. Niestety, to niemożliwe. Muszę z tym żyć do ostatnich moich dni...
Wzięłam głęboki wdech. Znowu. Znowu tak pójdę i powiem "Wszystko w porządku" jak zawsze. Odpowiem tak za każdym razem, będę karmiła ich kłamstwem, a oni tego nie zauważą. A co najgorsze, że sama siebie oszukuję. Zaczynam dzienną rutynę z myślą, że wszystko jest w porządku, kiedy na prawdę .... jest do dupy. Boże, muszę to powiedzieć, a ty musisz tego wysłuchać. "Przepraszam" tak, przepraszam, że masz na świecie taką NIC jak ja. Przepraszam, ale obiecuję, wręcz przysięgam, że to się zmieni. Znikną. Zacznę od nowa i będę silna. Dla ciebie, bo już nikt inny mi nie został. 
Weszłam do sali, siedział tam, uśmiechnęłam się, choć tak na prawdę chciałam płakać. 
- Hej. - usiadłam na łóżku.
- Jak się czujesz? - i się zaczyna.
- Wszystko w porządku. - powiedziałam to tak....normalnie. Bo może to jest normalne? To jest cześć mojego życia.

Justin's POV

Uśmiechnęła się do mnie choć wiedziałem, że jest jej ciężko. A najgorsze jest to, że nie mogłem pomóc.
- Jeśli tego potrzebujesz porozmawiaj ze mną. - pocieszyłem ją.
- Będę pamiętać. - westchnąłem, nic tu nie zdziałam. Nagle usłyszałem ponownie jej głos.
- Opowiedz mi o sobie. Chcę cię poznać. 
- A co chcesz wiedzieć, nie mam za ciekawego życia. - zaśmiałem się.
- No dawaj. Jak tam twoja rodzina, przyjaciele..
- Nie mam przyjaciół, przynajmniej takich prawdziwych. A rodziców...też. Zginęli.
- Przepraszam, ja...
 - Nie nic nie szkodzi. Powiedziałem to, nie przejmuj się. - zapewniłem ją uśmiechem, nie chciałem żeby miała na głowie jeszcze moje zmartwienia. - W noc śmierci moich rodziców, zwiałem z rodzinnej kolacji i poszedłem na imprezę. Upiłem się, pojechali po mnie. Dlatego zginęli. Nasze czyny zmieniają rzeczywistość, ale musimy z tym żyć. Nie zmienię tego. Niestety. Każdy wybiera swoją własną drogę. Wartości i czyny określają kim jesteśmy. Od zawsze byłem uważany za tego..... bezmyślnego, głupiego, bezwartościowego. Bo taką wybrałem drogę, potem dorosłem. Wyjechałem, ludzie poznali mnie jako dorosłego mężczyznę, zmieniłem kierunek. Nie było łatwo, ale dałem radę. Ty też sobie poradzisz. - podniosłem jej podbródek i ucałowałem czoło. 
- Dziękuję. - powiedziała załamującym się głosem. - Po prostu jest mi trudno, nie mogę walczyć z moimi uczuciami, to mnie zabija.
Ale jeśli nie przyjmiesz do siebie uczuć, nie będziesz mogła zrobić kolejnej rzeczy.
- Wiem..
- Dobra ja spadam, mam jeszcze parę spraw do załatwienia. - wyszedem zamykając cicho drzwi.

Jasmine POV


I znowu sama, co ja mam tu robić. Nie lubię tego, muszę coś zrobić. Na pewno oni mnie nie powstrzymają. Szybko powędrowałam do wyjścia i nie uwierzycie kogo spotkałam. Moją kochaną mamusię.
- Kogo my tu widzimy. - założyłam ręce na klatkę piersiową. 
- Ja...p-przepraszam...
- Nie kończ, co wyrzucił Cie, znudziłaś mu się. No gadaj, śmiało, to nie zmieni tego, że teraz nie masz tylko córki ale także domu.
- Kochanie...
- Nie, skończ. Odpuść, jak już mówiłam to nie nie zmieni. - powiedziałam z pogardą i odeszłam. Czy ona myślała, że ją przyjmę i przytulę, powiem jak bardzo tęskniłam. Ona jest głupia czy głupia? Nie wierzę, że to moja rodzina. Jak mogła.
Minęłam szpital i park, wchodząc do tego samego baru co wcześniej. Dobrze wiedziałam, że spotkam tam mojego doktorka. Skłamał. Dawno skończył dyżur, i pewnie poszedł pić. 
- Dzień Dobry panie Bieber! - krzyknęłam wesoło. Odwrócił się do mnie z przerażoną miną. Bingo!
- C-co ty tu robisz? - widziałam w jego minie przerażenie.
- Przyszłam Cię odwiedzić. Nie jesteś zadowolony? - zrobiła, smutną minę. - Dobra, nie bój się tak, chciałam się tylko wyrwać. Mogę się przyłączyć?
- Nie! Zgupiałaś? - zaśmiałam się.
- Wyluzuj, dzisiaj jesteśmy tylko znajomymi. - westchnął zdenerwowany.
- Będę miał kiedyś przez ciebie kłopoty.
- Zapomnij...- uniosłam kieliszek i wypiłam. Dawno tego nie piłam.
- Raz jesteś zagubiona dziewczynką, a raz wściekłą kocicą, co z tobą? - zaśmiała się.
- "Wściekłą kocicą" Serio? - zaśmiałam się.
- No co? Miałem się rozluźnić, takie jest moje zdanie. 
- Okej, przynajmniej wiem co w tej chwili o mnie myślisz.
- To teraz ty, co o mnie sadzisz?
- Hmm, jesteś...fajny, czasem. Nie spodziewałam się, że będę miała takiego...seksownego lekarza. - tym razem zaśmiałam się tak, że nawet wylałam wódkę z kieliszka. Musiałam to powiedzieć. Widziałam jego chytry uśmiech i jak się wyprostował z wyższością. Faceci.
- Mmm, a więc tak. - zbliżył się do mnie, stykając nasze nosy. - nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale wzajemnie. - uśmiechnęłam się jak głupia. Co ja robię? Odsunęłam się od niego i zamówiłam następną kolejkę.

*

Była chyba już północ, a ja nadal nie miałam zamiaru wracać do szpitala. Czuję się świetnie, tego mi była potrzeba a nie faszerowania się lekami. Właśnie tańczyłam w tłumie kiedy doszedł do mnie Justin. 
- Gdzie się nauczyłaś tak tańczyć? - widać, że był już trochę wstawiony.
- Tańczę jak każdy, nie wyolbrzymiaj, po za tym muszę już spadać. 
- Niee - przeciągnął ostatnią literkę. Objął mnie w pasie i schował nos w mojej szyi.
- Ile można pić. - zaśmiałam się. Jeszcze nigdy nie widziałam człowieka, który by pił tyle co on. Chciałam na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza. Podeszłam do drzwi, ale wpadłam na kogoś. Dzisiaj mam dziwny dzień..
- Przepraszam. - powiedziałam i chciałam już iść, ale zauważyłam coś dziwnego.
- Czekaj, znam Cię. - złapałam mężczyznę za ramię. Odwrócił się w moją stronę i ten widok zaparł mi dech w piersiach.
- Jasmine. - powiedział
- Taa - włożyłam ręce do kieszeni kurtki, nie widziałam go tyle czasu.
- Nie spodziewałem się, jak tam z Luke'em? Układa Ci się z swoim kochankiem. - prychnął.
- Przestań, jesteśmy już starsi, a zwłaszcza ty. Powinniśmy zapomnieć.
- Jak mogę zapomnieć? Pierwsza dziewczyna, która złamał mi serce. - zaśmialiśmy się oboje. Tak, za nim byłam z Luke'em byłam z Taylor'em . To było skomplikowane, w czasie naszego związku poznałam Luke i coś do niego poczułam, nie chciałam go zranić, ale ta głupia miłość do tego idioty wygrała. Żałuje, bo potem Luke złamał mi serce. Cóż, zwróciło mi się. 
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Szukam brata, dawno go nie widziałem a mam sprawę. A ty?
- Jestem tu ze...znajomym, tak, tak można powiedzieć.
- Luke?
- Nie...to długa historia. Nie jesteśmy już od dawna razem. Może kiedyś Ci powiem.
- Okej, rozumiem. - pokiwał głową na zrozumienie. - Więc jesteś zajęta, czy mi pomożesz? Może go widziałaś, ja tu nie bywam.
- A jak wygląda?
- Szatyn, średniego wzrostu, muskularny, ma na imię Justin...
- Czekaj co?
- Co, co?
- Jak ma na imię?
- Justin, a co znasz?
- Przyszłam tu z Justinem, ale raczej to nie on. Nie ma brata.
- Ou, rozumiem, wiesz, nie jesteśmy w dobrych kontaktach. Nawet nie mamy tego samego nazwiska, może po prostu może się nie przyznał.
- Bieber? Ma na nazwisko Bieber?
- Tak! Wiedziałem, że to on, nie ma tutaj za wiele osób z imieniem Justin.
- Okej, zaprowadzę Cię. - westchnęłam rozczarowana. Miałam nadzieję, że to nie on, że mnie nie okłamała. Ale cóż...
Weszłam do klubu i pokierowałam się w miejsce gdzie był wcześniej. Tam zamiast jego samego była jeszcze dziewczyna.
Całowali się.
No tak, czemu mnie to nie dziwi? W ogóle dlaczego wiązałam z nim jakieś plany. Jestem głupia.
- Masz. - wskazałam w ich stronę.
- Oo i widzę, że trójkącik? - zaśmiała się. - Nie spodziewałem się tego po tobie panno Adams.
- Ona nie przyszła z nami, nie znam jej. - westchnęłam.
- Jak możesz nie znać jego żony? - Od razu spojrzałam na niego. Ona ma żonę? To nie możliwe, aż tak by mnie nie oszukał. Mówił, że nie ma rodziny. Nie rozumiem, po co kłamał.
- Czyli nie. - pokiwał głową. - Wiesz to tak..
- Nie tłumacz go, nie obchodzi mnie to już.
- To nie do końca była jego decyzja, rodzice ją bardzo lubili..
- Co? Macie rodziców?
- A co myślałaś, że bocian nas przyniósł. - zaśmiał się głośno. Okłamał mnie we wszytskim. Wszytko to było jedno wielkie kłamstwo. Szybko wyszłam z baru. Nie mogłam uwierzyć, płakałam przez takiego kretyna. On to spowodował. Nie wierzę.





Przepraszam za taką długą przerwę, wyjechałam.
Proszę komentujcie, to dla mnie ważne :)
Ugh, muszę się nauczyć pisać dłuższe rozdziały.
Życzę miłych wakacji! + twitter


Czytasz=Komentujesz