wtorek, 14 października 2014

Rozdział 20

- Co jest? - usłyszałam nagle głos za mną.
- Um, nic. - szybko zamknęłam szafkę i odwróciłam się w stronę chłopaka. - Nie mogę znaleźć koca...
- Tu jest. - podał mi materiał i uśmiechnął się.
- Dzięki, idziemy oglądać? - zapytałam i zmazałam z twarzy wyraz strachu.
Oboje usiedliśmy na sofie, chłopak owinął ramię wokół mnie, a ja oparłam głowę o jego klatkę. 
Wiedziałam, że powinnam to wyjaśnić od razu, ale po prostu nie umiałam. Boję się tylko, że zrobi się z tego coś złego. 

Postanowiłam nie myśleć o tym i cieszyć się chwilą. Oglądaliśmy "Wiecznie żywy", Justin siedział i oglądał z zainteresowaniem film, kiedy ja znowu podziwiałam jego twarz. Myślę, że każdy by zrobił to samo na moim miejscu. Nie trzeba być zakochanym, żeby widzieć jaki jest przystojny. Czasem myślę, że nie zasługuję na niego. On jest idealny a ja... no cóż. Mogę tylko powiedzieć, że jestem ogromną szczęściarą i nikt nie mógłby temu zaprzeczyć.

Nagle chłopak wstał i zwrócił w moją stronę rękę.
- Zatańczysz? - dopiero teraz zauważyłam, że film się skończył, a w tle pomieszczenia gra muzyka i do tego chłopak, którego kocham prosi mnie do tańca. Lepiej być nie może.
Wstałam i splotłam swoją dłoń z jego. Nic nie powiedział, gdy objął mnie jedną ręką w talii. Muzyka zwolniła do natarczywej melodii o utraconej i odnalezionej miłości. Patrzyłam w te niezwykłe oczy, zaskoczona tym, że trzymał mnie tak... delikatnie. Moje serce waliło, a krew docierała szybko, chyba do każdego miejsca w moim ciele. 
Przyciągnął mnie bliżej.
Walczyło we mnie podniecenie i obawa. Przyćmione światło odbijało się w jego ciemnych blond włosach.

- Dobrze się bawisz tak mi się przyglądając? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Przemądrzały dupek. - mruknęłam mu tuż koło ust.
Zaśmiał się przy moim uchu, a ja poczułam przyjemne ciarki. 
Zamarłam kiedy zabrał dłoń z biodra i przyłożył moją głowę do jego ramienia. Kiedy dotknęłam policzkiem jego ramienia, ogarnęły mnie przyprawiające o zawroty głowy doznania. Rękę znowu położył w dolnej części moich pleców. Wolno poruszaliśmy się w takt muzyki. Po jakimś czasie zaczął nucić pod nosem, a ja zamknęłam oczy. Tak... to było przecudowne. 

W pewnym momencie znalazłam się przy ścianie a ręce Justin'a po obu stronach mojej głowy. 
- O czym myślisz? - zapytał okręcając kosmyk moich włosów wokół swojego palca.
- O czymś...
- O czymś? A może o kimś? - zapytał.
- Ja... - wtedy mi przerwał przywierając swoimi ustami do moich. O matulku. 

Jego usta były na moich, a ja przestałam oddychać. Zadrżał, a z jego ust wydobył się dźwięk, ni to warknięcie, ni to jęk. Dreszcze przyjemności przeszły mnie, gdy pogłębił pocałunek, rozdzielając moje wargi. Przestałam myśleć. Odepchnęłam się od ściany, zmniejszając tę i tak niewielką odległość. Przycisnęłam się do niego i zatopiłam palce w jego włosach. Były miękkie, jedwabiste. Poczułam się żywa, miałam wrażenie, że serce niedługo mi eksploduje. Doznania przewijające się przez moje ciało przyprawiały mnie o szaleństwo. Były straszne. Wstrząsające. Rękoma złapał mnie za biodra i uniósł, jakbym była powietrzem. Otoczyłam nogami jego talię i przysunęliśmy się w prawo, zwalając lampę na podłogę. Położył mnie na kanapie i przyległ jeszcze bardziej. 
Obniżyłam dłonie i złapałam za krańce jego koszulki, po czym ją zdjęłam. Oderwałam się od niego na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Po chwili chłopak złapał mnie za policzki i przyciągnął do swoich ust ponownie. Przez pokój przeleciała fala elektryczności. Gorąca krew docierała do każdego zakątka mojego ciała rozlewając się falami. Dłońmi powędrowałam do jego twardego brzucha, idealnie wyrzeźbionego, a potem i moja koszulka wylądowała na podłodze. Skóra przy skórze. Nasze biodra stykały się gdy poruszaliśmy się przy sobie. Myślę, że wypowiedziałam jego imię i wtedy właśnie wzmocnił objęcie mnie ramionami, zgniótł przy swojej piersi i wsunął ręce pomiędzy moje nogi. Tonęłam w żywych doznaniach.

- O mój Boże. - wymamrotał przy moich opuchniętych ustach. I znowu mnie pocałował, tak głęboko, że nie było miejsca na myśli. Objęłam nogami jego biodra, przyciągając go bliżej, mówiąc mu czego chciałam, delikatnymi jękami. Nasze pocałunki zwolniły, stały się delikatne i intensywniejsze. Jakbyśmy poznawali się na intymnym poziomie. Jego ciało trzęsło się jak moje. 

Nagle w domu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Oboje z jękiem, a raczej warknięciem odsunęliśmy się od siebie.

- Nie.. - powiedziałam, odchylając głowę do tyłu. Myślałam, że Justin to zignoruje, ale kiedy spojrzał na wyświetlacz szybko wstał i się poprawił.
- Muszę. - powiedział i powędrował na górę. 
Jak ktokolwiek śmiał przerwać nam taką chwilę. Cała obolała i wyczerpana po prostu rzuciłam się z powrotem na kanapę, przysypiając.

*

- Czy ty mnie unikasz Miranda? - powiedziałam kiedy w końcu dogoniłam ją w centrum handlowym. Mimo, że jesteśmy razem na zakupach, ciągle jest w innym miejscu niż ja. Jakby nie chciała ze mną rozmawiać.
- Nie
- Naprawdę? Bo nie jesteś specjalnie rozmowna, odkąd wróciłam z nocy od Justin'a. - wytknęłam - Wczoraj nawet nie uraczyłaś mnie spojrzeniem.
- Byłam... zamyślona. 
- Wiesz, że i tak Ci nie wierzę? 
- Kurcze, odpuść okej? - wybuchła nagle. Co jej jest?
- O co Ci chodzi? Tylko pytałam...
- Po prostu nie podoba mi się Justin. - odpowiedziała reszcie.
- Nie rozumiem, co masz do niego? Myślałam, że nie przeszkadza Ci to, że jestem w związku.
- Nie chodzi o to, że masz chłopaka. Ważne j a k i e g o - przeliterowała ostatnie słowo bardzo wymownie. 
- Wow - to tyle ile mogłam odpowiedzieć. - Czekaj, czemu on Ci się "nie podoba"? Przecież jest w porządku...
- Skąd wiesz? Jest lekarzem, to chyba nie jest normalne żeby umawiał się z pacje...
- Nie kończ. - przerwałam jej. - Przejdź do rzeczy, czemu tak twierdzisz, bo na serio w tej chwili jest porządnie wkurzona, oceniasz go bezpodstawnie. - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Widziałam go ostatnio z tym kolesiem, o którym było głośno w gazetach, że wyszedł z więzienia. - westchnęła. 

Spojrzałam na sufit, bijąc się w myślach "mogłam nie pytać" Te wszystkie wiadomości mnie dobijają. Nie mogę się chociaż na chwilę nim nacieszyć. Nie powiedziałam mu o pieniądzach, a teraz to. Może poczekam i samo się wyjaśni? Ale nie umiem. Nie chcę mu o niczym mówić, ale wiem, że kiedyś będę musiała zacząć ten temat. Teraz nie jestem gotowa. Chcę zapomnieć chociaż na chwilę i powtarzać dni takie jak wczoraj w kółko. Chcę się cieszyć tym, że go mam, a on mam mnie. 

- W porządku? - zapytała przyjaciółka.
- Tak - uśmiechnęłam się sztucznie. - Zapomnij o tym, to po prostu jego stary kolega, nic wielkiego. - skłamałam. 
Dziewczyna się uśmiechnęła i zaczęła dalej przeglądać ciuchy na wystawie. 

Kiedy chciałam dojść do niej, w mojej torebce rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go po dłuższym przeszukiwaniu torebki i przycisnęłam zieloną słuchawkę.

- Tak? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry pani Adams. - powiedział uroczystym głosem Justin. Zaśmiałam się lekko i rozluźniłam ciało.
- Co jest? 
- Pomyślałem, że wpadniesz dzisiaj.... na noc. Chciałem przeprosić za wczoraj. - odchrząknął.
- Hmm, przeprosić? Nie masz za co, mi się podobało. - nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, ale się stało.
- Też mam taką nadzieję. - zaśmiał się, a ja już wyobrażałam sobie ten jego arogancki uśmieszek. - Wiesz o co chodzi. Zniszczyłem tę noc, i chciałem po prostu naprawić sytuację.
- Um, okej. Przyjdę. 
- Do zobaczenia wieczorem. - chciałam się już rozłączyć, ale chłopak dalej ciągnął. - Oh, i nie bierz żadnych ciuchów na noc, nie będą Ci potrzebne...



Chciałam się wam jakoś zrekompensować, więc przychodzę wcześniej z nowym rozdziałem.
I ma nadzieję, że lepszym od poprzedniego :)


sobota, 11 października 2014

Rozdział 19


- Zostawiam Ci klucze! - krzyczę z drugiego pokoju do mojej przyjaciółki.
- Okej, tylko nie siedź za długo. - odpowiada i mamrocze coś jeszcze, ale ja już nie słyszę. Idę schodami na dół i otwieram drzwi frontowe, po czym wsiadam do taksówki. Jadę właśnie na spotkanie klubu książki. Czasem tam bywam, minął miesiąc odkąd wyszłam z szpitala i jakoś to się ułożyło. Jednak z doświadczenia wiem, że w moim przypadku szczęście nie trwa długo. Staram się o tym nie myśleć i korzystać z chwili, w którym jestem szczęśliwa. Tak, mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Między mną a Justinem wszystko w porządku, dostał nową pracę, dość daleko, więc spotykamy się rzadziej, ale damy radę, wierzę w to. Chciałam zapiąć pasy, kiedy usłyszałam dzwonek powiadamiający mnie, że dostałam sms-a. Chwyciłam telefon do dłoni i odblokowałam go.

"Są osoby, które się pamięta, i o których się śni"

Przyznam na chwilę się przestraszyłam. Od kogo to? 
Zastrzeżony.
Co? No tak, i właśnie w taki sposób moja szczęśliwa, promieniejąca się Jasmine zniknęła. Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane. Uśmiechnęłam się do siebie. Nawet najtragiczniejsze wiadomości przynoszą ulgę, kiedy okazują się tylko potwierdzeniem naszych najgorszych przeczuć. 

Kiedy dotarłam na miejsce szybko pożegnała kierowcę i wybiegłam z samochodu. Zaczęło padać. Weszłam do budynku i otuliłam się ciepłym swetrem. Lubię to miejsce, jest takie....ciepłe. 
- Hej - szepnęłam Jasonie jak i paru innym znajomym. Stanęłam niedaleko sceny i zauważyłam, że ktoś już przemawia. 

"Kiedy wszystko układa się najgorzej – po prostu okropnie – wytężam wszystkie siły i wyobrażam sobie, że jestem księżniczką.
Mówię sobie: „Jestem księżniczką”. 
Nie masz pojęcia, jak się wówczas zapomina o wszystkich przykrościach."

"Mała księżniczka" - zawsze lubiłam tę książkę, wywierała we mnie wiele pięknych uczuć. Podeszłam do stolika z kawą i przez przypadek wpadłam na mężczyznę zawiniętego w czarny płaszcz i całego roztrzęsionego, pewnie dopiero przyszedł.
- Przepraszam - szybko wytłumaczyłam. Nieznajomy zdjął kaptur i uśmiechnął się szeroko, a ja pamiętałam ten uśmiech bardzo dobrze, ponieważ widziałam go codziennie.
- Nie masz za co, lubię jak na mnie wpadasz - odpowiedział Justin. Uśmiechnęłam się razem z nim i przytuliłam się do niego.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Miranda powiedziała, że tutaj ciebie znajdę, więc jestem.
- Nie pracujesz?
- Wziąłem sobie wolne, zasłużyłem. - zaśmiał się.
Nagle wszyscy obrócili się w stronę sceny ze zdziwieniem. Nikt nie przemawiał, wręcz przeciwnie, było słychać śpiew.

Somebody in the next car
Somebody on the morning train
Somebody in the coffee shop
That you walk right by everyday
Somebody that you look at
But never really see
Somewhere out there is somebody

Prawie padłam z wrażenia.
- C-co oni tu robią? - za jąkałam się.
- Niespodzianka. - szepnął mi w usta. Nie mogłam nic powiedzieć, więc przycisnęłam jego usta do moich. Tak....tak, bardzo go kocham, ale niestety powiedzenie mu tego jest o wiele trudniejsze, niż przyjęcie do świadomości, że tak jest.

"Będziemy razem tysiąc lat, do końca świata Ty i ja" 

Długo nad tym myślałam i się zadręczałam, nie wierząc, że mogę to czuć.To bardzo trudne do przyjęcia. Czasem wydaje mi się, że moje życie to rzeczywiście bajka, ale nie koniecznie dobra. Jadąc auto­busem "życie" chciałam dot­rzeć na stac­je "miłość", nies­te­ty wyrzucono mnie nieda­leko stac­ji "zaufa­nie" i mu­siałam biec samot­nie środ­kiem marzeń... do stac­ji "rozcza­rowa­nie" słuchając zew­sząd Twoich wskazówek. Teraz stojąc na os­tatnim przys­tanku, które­go naz­wa jest niez­na­na ot­rzy­małam owac­je na stojąco od kierow­cy życia trzymające­go w ręce bi­let "ko­niec" - nie jechałam długo... od ka­nara śmier­ci usłyszałam: To teraz...


I właśnie jest Teraz, ten Teraz. Jestem tu z Nim i nigdzie się nie wybieram. Jedyne, czego się boję, to rozczarowanie, ale po tym co przeszłam, nic mnie nie zdziwi, dlatego właśnie podejmuję ryzyko, ryzyko zwane "miłości
- Zacałujesz mnie na śmierć. - powiedział nagle chłopak. - Idziemy? Zawsze chciałem posłuchać tych wszystkich modlitw do książek. - parsknął.
- Ej, to nie są modlitwy! - walnęłam go w ramię, na co się zaśmiał.
"Tłum ludzi, a sa­mot­ność, to smut­ne.. Człowiek długo pot­ra­fi pa­miętać, nieby­wale długo.. Myślałeś, że miłość Cię ura­tuje, zmiażdżyła Twe ser­ce.. Pa­miętasz? ach tak, jak mógłbyś pa­miętać.. Tyl­ko nie umieraj wewnątrz, tak trud­no tam zmar­twychwstać, wiem.. Nie umieraj, bo czymże by­libyśmy, gdy­by nie ból.. Nie do­ceni­libyśmy szczęścia, które cze­ka.. Na pew­no czeka... "

Ludzie dalej prezentowali swoje przemówienia a ja nadal przyglądałam się tylko Justin'owi.

"Miłość to nie tyl­ko trwa­nie w świado­mości jak wspa­niale roz­ma­wia nam się z drugą osobą, jak świet­nie spędza­my z nią czas, i jak długo chcieli­byśmy, aby była przy nas. To wszys­tko bez świado­mości de­likat­ności skóry dru­giej połówki, bez chęci trzy­mania jej w objęciach i koszto­wania jej piękna... po­zos­ta­nie co naj­wyżej przyjaźnią."

Nagle coś do mnie dotarło. Justin siedział tam przyglądając się z uwagą wszystkim. Słuchał dokładnie wszystkiego, koncentrował się nad tym. Co jest...

- W porządku? Myślałam, że zaśniesz, a tym czasem ty...
- Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział szybko a moje serce się zatrzymało.
- Mam się bać?
- Nie... to znaczy nie wiem, to nic złego, chyba. - zaczął pocierać rękę o rękę.
- Okej, więc mów.
- Nie tutaj, wróćmy do domu. - wstał nagle i podał mi rękę.
- Którego? - zapytałam zdezorientowana. Spojrzał mi prosto w oczy i wreszcie odpowiedział.
- Naszego. - szepnął, a ja dosłownie umarłam, umarłam, umarłam. Co się ze mną dzieje...
- Jasmine, proszę, muszę Ci to powiedzieć. - pokiwałam głową na zrozumienie i powędrowałam za nim do auta. 

Wsiadłam do samochodu, ciągle zamyślona. Co chce mi powiedzieć? Tak, boję się. Może ja mu także powinnam coś powiedzieć? Co ze mną... Mogłabym rozważać różne strony, plusy i minusy, ale prawda jest taka, że w tej chwili jestem tchórzem.

*

- Kocham Cię - wyk­rztu­sił z siebie. Nie wie­dział cze­mu to po­wie­dział, ale czuł że po­winien się w końcu przyz­nać.
Spoj­rzała na niego ze zdzi­wieniem. Już cała ta sy­tuac­ja wy­dawała jej się niena­tural­na. Wra­cali ra­zem do do­mu, cze­go nie zwyk­li ro­bić. On za­kochał się w niej, a ona w nim, nie wiedzieli co właśnie robią. A gdy teraz on wyznał jej co czuje, ona nie umie nawet mrugnąć.
- Justin, ja... ja nie wiem co po­wie­dzieć - spuściła głowę. Ona wiedziała, że go także kocha, ale się bała, bała.
- To naj­piękniej­sze słowa, ja­kie kiedy­kol­wiek usłyszałam od chłopa­ka, ale... - zaczęła, ale on jej przerwał.
- Po­wiedz mi, cze­go się boisz.
Zaskoczona podniosła głowę wyżej i spojżała mu w oczy.
- Boję się rozczarowania, boję się, że zostawisz mnie jak każdy. A jed­nocześnie, kocham cię na ty­le moc­no, że nie pot­ra­fię się zmu­sić, by o to­bie nie myśleć, by nie szu­kać cię wzro­kiem. Kocham cię moimi marzeniami... - chłopak ze zdumieniem patrzył na nią jak na złoto. Jego złoto.

Podszedł do niej na tyle blisko, żeby mógł złączyć ich usta razem. To ich pierwszy prawdziwy pocałunek, prawdziwy, przepełniony uczuciami, czymś więcej niż "kochaniem"...
Dziewczyna nie czuła się nigdy bardziej szczęśliwa niż teraz. Zawsze była odrzucana, a właśnie w tej chwili jest tutaj, z osobą, która kocha i która kocha ją.
- Wracajmy - szepnął jej do ucha.

*
- Justin, masz jakiś koc? - krzyknęła dziewczyna z salonu.
- W górnej szufladzie! - odkrzyknął.
Podeszła do białego segmentu i po drodze pooglądała jeszcze parę zdjęć rodziny chłopaka. Nie było ich za wiele, ona to dobrze rozumiała. Otworzyła pierwszą szufladę z góry, lecz po chwili ją zamknęła, kiedy nie znalazła żadnego koca. Zaczęła otwierać następne, kiedy natrafiła się na coś, co zburzyło wszystko, dosłownie wszystko. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, chciała zamknąć oczy i cofnąć czas, ale nie mogła. W jednej z szafek leżało pełno zapakowanych pieniędzy razem z skarpetami. 

U niektórych w życiu niestety szczęście nie jest dane.


Nawet nie wiem, co napisać, więc zostawiam to wam.

Usuwam z info.
@alexohgod
@ewuu2
@xxhemmings69