niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 15


"Czasami to, czego się lękasz jest drogą do odnalezienia szczęścia"
Patrzyłam się tępo w książkę i w kółko czytałam ten sam kawałek.
Nie mogąc już więcej wytrzymać, zamknęłam książkę z trzaskiem i powędrowałam na dół do Mirandy. 
- Wychodzisz gdzieś? - zapytała. Ona na prawdę czyta mi w myślach.
- Tak, niedługo wrócę. - Nalałam sobie soku i szybko go wypiłam, a następnie założyłam skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Była 21 w nocy. Nie widziałam Justina od 2 tygodni. Czemu? Nie dzwonił, nie pisał, nic. Dni mijały powoli. Dlaczego? Przez niego. Nadal nie mogłam pogodzić się z tym, że to teoretycznie już koniec. Nadal miałam nadzieję, ale widocznie on odpuścił. Boję się, że sobie nie poradzę, że nigdy nie zapomnę, że ciągle będę miała nadzieję. Niczego teraz tak bardzo nie chciałam, jak zniknąć na zawsze. Czy ja w ogóle wiem, co to znaczy być dla kogoś najważniejszą? Nie i chyba nigdy się nie dowiem. Bicie serca nie wystarczy, żeby być żywym. Serce musi mieć dla kogo bić...

Podeszłam między drzewa i uniosłam głowę wysoko w górę. Jakby to miało pomóc...
Niewiarygodne jak bardzo wszystko obróciło się przeciwko mnie. Kiedy chciałam skończyć z życiem, myślałam, że będzie lepiej, a tymczasem narobiłam sobie jeszcze więcej kłopotów. To taka kara? Chyba tak.
Wysłuchiwałam się w szelest liści, których z dnia na dzień było coraz więcej. Lato się kończy. Wszystko spieprzyłam. Wszystko, co tylko się dało. Dlatego nie chciałam tu być. Nie w tym miejscu, nie w tej historii, nie w tym czasie. Nie tym człowiekiem. 

Nagle usłyszałam za sobą chrząknięcie.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, do kogo należał. 
- Co tu robisz? - powiedziałam, nie odwracając się do niego. Nie chciałam.
- To samo co ty... - Zamknęłam na chwilę oczy. Nie chciałam tego słyszeć, to robiło mi jeszcze większą nadzieję. Chciałam być dorosła i z nim porozmawiać. Ale kiedy o tym pomyślałam, stwierdziłam, że rozmowa będzie dorosła tylko dlatego, bo On tak chce, bo to On nie toleruje mnie jako 18-letniej dziewczyny. Chce mnie po prostu zmienić, a ja, jak wcześniej mówiłam, nie będę się zmieniać. Jeśli czuje coś do mnie, jeśli mnie chce to chce mnie taką jaka jestem.
- Zimno - chłopak znowu przemówił. Ja nadal stałam, patrząc się przed siebie. - Możemy porozmawiać? - zapytał.
- Nie - powiedziałam stanowczo. Nie chciałam rozmawiać. Przez chwilę może i tak myślałam, ale to były tylko skutki tęsknoty.
Usłyszałam jak się zbliża, a moje serce coraz mocniej bije. W pewnej chwili poczułam ramiona otulające mnie od tyłu. Wziął moje ręce w swoje i potarł razem. 
- Na prawdę jest zimno - szepnął z głową w mojej szyi. 
- Przestań... 
- Jasmine, daj mi z tobą porozmawiać. - Puścił moje ręce i objął mocno w pasie.
- Nie umiem... - Naprawdę nie umiałam. Bałam się.
- Myślałem, że zapomnę... - zaczął. - W końcu jesteś tylko pacjentką. Myślałem, że to tylko zauroczenie. - Mój żołądek coraz bardziej się zaciskał. - Ale tak tylko myślałem - westchnął.
Mój oddech przyspieszył, a w oczach zbierały się łzy. Czy to wszystko musi być aż takie trudne?
Chciałam się wyrwać z uścisku, ale kiedy to zrobiłam, złapał mnie za twarz i przyciągnął do siebie.
- Jasmine...
Tak bardzo chciałabym być twoją jedyną kobietą. Jedyną! Rozumiesz?! I wiedzieć, że będę cię miała jutro, w przyszły poniedziałek i także w Wigilię. Rozumiesz?!Chciałabym być twoją jedyną kobietą. Tylko to.
- Ale to za trudne - szepnął patrząc na swoje stopy.
- Nie, to niemożliwe!
- Nic nie jest niemożliwe. Wiem, że jestem spierdolony i może wyobrażałaś sobie to inaczej, ale nic nie jest niemożliwe! - podniósł głos, a ja podskoczyłam. Nie spodziewałam się takiego wybuchu z jego strony. Z moich oczu poleciło jeszcze większa porcja łez. Wzięłam parę głębokich oddechów i spojrzałam mu w oczy.
- To nie jest możliwe, kiedy chcesz mnie w innej wersji. Ty nie chcesz mnie, ty chcesz inną Jasmine - powiedziałam z zaciśniętą szczęką.
- Nie, chcę ciebie. Gdybym tak bardzo chciał cię inną, nie myślałbym o tobie w kółko, nie przyszedłbym tutaj.
- Przestań! - podniosłam głos.
- Jasmine! - Nie mogłam się powstrzymać i z moich ust wyszedł szloch. Nie mogłam przestać. - Ej, ej, nie chciałem, żebyś płakała. - Przybliżył się do mnie i wytarł mokre policzki.
- Ja też... - jęknęłam żałośnie.
Po chwili usłyszałam jego chichot. Przytulił mnie i zamruczał do ucha. 
- Nie nienawidzisz mnie? - zapytał.
- Nie nienawidzę Cię - szepnęłam. 
Nigdy nie myślałam, że będę bawić się w związki, czyli wracanie i odchodzenie od siebie, ale czasem warto.....dla miłości. 

Justin siedział na ławce, a ja między jego nogami. Tulił mnie do siebie, czasem zagadując, ponieważ nie czas był teraz na rozmowy, oboje chcieliśmy w ciszy posiedzieć i pomyśleć. Myślę, że On już jest dla mnie bardzo ważny. Czuję się przy nim swobodnie nawet w najbardziej dziwnych sytuacjach. 
- Już wszystko będzie dobrze..- szepnął mi do ucha, mocniej tuląc.
Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać.
- Staram się.
- Ale nie jesteś pewien - powiedziałam a chłopak westchnął w odpowiedzi
- Chodźmy już. - Wstaliśmy razem i ruszyliśmy przed siebie chodnikiem. - Jessica zaprosiła nas na kolację. - Popatrzył na mnie, a ja miałam ochotę zakrztusić się własnym oddechem.
- I zamierzasz iść?
- My idziemy.
- Czemu zgadzasz się na jej propozycję, mówiłeś, że z nią skończyłeś. - I wtedy coś do mnie dotarło. - Czekaj, a skąd ona o nas wie?! - Stanęłam jak wryta na środku chodnika.
- Myślałem, że nigdy nie zapytasz - zaśmiał się. - Jej chłopak o tym powiedział, on też tam będzie. Jeśli się boisz, to mogę cię zapewnić, że nikomu nie powie - uśmiechnął się.
- Skąd masz pewność?
- Po prostu wiem. Wiele by straciła, gdyby wygadała..
- Co? - zapytałam szybko.
- Każdy ma swoje tajemnice - powiedział z szyderczym uśmiechem a ja zmrużyłam oczy.
- A więc chłopak Jessicy? Skoro ma chłopaka, dlaczego nadal o ciebie walczy?
- Walczy? - zaśmiał się ponuro. - Ona po prostu mnie wykorzystuje, taka jej natura. A chłopaka Jessicy widziałaś, pamiętasz? - Wtedy mi się przypomniało. Ten sam chłopak, którego spotkałam w magazynie, kiedy mnie porwali. Musiałam w końcu powiedzieć Justinowi, zwłaszcza przed kolacją.
- Idziesz do mnie? - zapytał nagle szatyn.
- Myślałam, że nie będziemy się spieszyć jak ostatnio -  dokuczałam mu.
- Masz racje, do całowania przejdziemy za miesiąc. To jest okej. - Od razu rozszerzyłam oczy.
- Za miesiąc?! - krzyknęłam, ale po chwili uświadomiłam sobie, co ja właśnie zrobiłam. Justin zaczął się głośno śmiać, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Żartuję, możemy zacząć od teraz. - podszedł do mnie i przycisnął swoje rozgrzane wargi do moich. Nawet nie wiecie, co się działo w moim brzuchu.
- Pamiętasz jak pytałaś czy chcę poznać niegrzeczną dziewczynkę? - uśmiechnął się w moje usta. - Chcę. - zamruczał. - Dobranoc. - pocałował mnie ostatni raz i odszedł.
Czy on zawsze musi uciekać w takich momentach?
Kiedy podeszłam do furtki zauważyłam w oknie Mirandę, która po chwili zniknęła.
Podglądała.
Szybko pobiegłam po schodach na górę i wskoczyłam do pokoju.
- Megan! - krzyknęłam.
- No co? - zrobiła słodką minę, która raczej się jej nie udała. Zaśmiałam się z niej. - Więęęc? - przedłużyła przedostatnią literkę i usiadła na łóżku.
- O nie! Nic ci nie opowiem. Znowu podglądałaś.
- No ale Jas! - jęknęła jak mała dziewczynka.
- Będziesz musiała poczekać do jutra za karę.
 Dziewczyna opadła na łóżko z wielkim westchnięciem.
- Nie wytrzymam.
- Trudno. - Wyszczerzyłam do niej zęby. 

Weszłam szybko do łazienki i odświeżyłam się. Nie zaprzeczę, ciągle myślałam o sytuacji która wydarzyła się niedawno i denerwowałam się przed spotkaniem z Jessicą, chociaż tak na prawdę nie wiedziałam kiedy to, no i także mój brzuch wirował, kiedy przypominałam sobie jego słowa o niegrzecznej dziewczynce. Nie chcecie wiedzieć, co sobie wyobrażałam. To było czyste szaleństwo.

Wyszłam z łazienki i powędrowałam do kuchni. Stanęłam w progu i popatrzyłam na Brada. Trochę mi głupio po ostatniej sytuacji. Nie rozmawialiśmy od tego czasu.
- Przepraszam. - powiedziałam. Wtedy chłopak odwrócił się do mnie i spojrzał prosto w oczy.
- Nie masz za co przepraszać, pocałunek był okej. - zaśmiał się. - Ale mam wrażenie jakbyś mnie wykorzystała.
Bo tak było idioto. Nie chciałam go ranić ale w tamtej sytuacji byłam strasznie zdeterminowana.
- Może trochę. - Przechyliłam głowę w bok i spuściłam wzrok z chłopaka.
- Też tak myślę. Masz szczęście, że nie zdążyłem się w tobie zakochać, bo rzeczywiście świetnie całujesz. - Zaczął się śmiać, a ja dołączyłam do niego. Czułam się o wiele lepiej, gdy sprawy się tak gładko układały. 

- Że co?! - krzyknęła Miranda z wielkimi oczyma.
Wow.
To porażka. Popatrzyłam sugestywnie na Brada, który miał dokładnie taką samą minę jak ja. Trzeba tu będzie wiele wyjaśniać...


Przepraszam za moje lenistwo.
Tak strasznie się czuje, że was zawodzę...
Będę musiała się wziąć do roboty i napisać parę rozdziałów do przodu, bo szkoła.

+ Zapraszam na aska o Jasmine Villegas :)

Komentujcie!

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 14

Kiedy byłam już z Justin'em w domu, rozpakowałam zakupy na blat, bo po drodze wstąpiliśmy do sklepu. Prawda, jego lodówka była pusta. Schowałam produkty mleczne, potem pieczywo, a na końcu rzuciłam na kanapę chipsy i popcorn. Osunęłam się w wygodnej sofie i spojrzałam na siedzącego już Justin'a, lecz on nawet nie oderwał głowy w moją stronę. 
- Ordynator widział mnie przy twoim samochodzie. - wydusiłam w końcu. Jego ciało zadrgało, powoli odwrócił się do mnie.
- Co? - powiedział trochę ostrzej niż zazwyczaj. - Miałaś zostać w samochodzie, do cholery. - wiedziałam, że to moja wina, ale nie spodziewałam się takiej ostrej reakcji z jego strony.
- Nie wiedziałam.. - westchnęłam ciężko. 
- Wiesz co może się teraz stać? Co ja mam mu powiedzieć? Myślałem, że jesteś bardziej rozsądna. - wstrząsnęło mną, On nadal pieprzył o mojej odpowiedzialności. Nadal uważa mnie za rozpuszczonego bachora.
- Możesz przestać? Jak masz taki wielki problem ze mną, to po prostu to przyznaj wprost, a nie wykręcasz się tym, że jestem nierozsądna.
- Bo jesteś. - odgryzł się, nawet na mnie nie patrząc. 
- Więc dlaczego tu jestem? - podniosłam ton mojego głosu.
- Ty powinnaś wiedzieć. - prychnął.
- Znowu zaczynasz kłótnię, niedawno się pogodziliśmy i znowu. - wstałam i skrzyżowałam ręce na piersi. Chłopak spojrzał na mnie z ciemnymi oczami.
- A kto powiedział, że się pogodziliśmy? Może gdybyś była doroślejsza i tu nie chodzi o twój wiek, porozmawialibyśmy jak normalni ludzie, lecz ty wolisz znowu wyprowadzić mnie z równowagi. - warknął. 
- Myślałam, że między nami będzie już dobrze.. - powiedziałam słabszym głosem. - To ty nie jesteś odpowiedzialny, powinieneś myśleć jak dorosły, zobowiązałeś się... - nie dokończyłam, ponieważ chłopak przerwał.
- Do niczego się nie zobowiązywałem, a zwłaszcza wobec ciebie... - szybko przerwał, było widać, że się rozpędził i nie tyle chciał powiedzieć.
Ale pomyślał - odezwał się mój umysł. Nie chciałam więcej słuchać, tego jaka jestem nieodpowiedzialna i bezmyślna, do tego jak bardzo chłopak, na którym mi zależy  mnie nie chce. Miałam dość słuchania krytyki na swój temat w domu, wypowiedzianej przez matkę. Nie po to odeszłam od niej, żeby wpaść w to samo bagno. Czułam się jakby to Justin miał nade mną kontrolę i chciał mnie podporządkować jego zasadom. Nie pozwolę na to.

Szybkim krokiem wzięłam kurtkę z wieszaka i po kryjomu złapałam z szafki telefon Justin a. Ciemnooki nawet nie drgnął. Może chciał, żebym sobie poszła? Ból w klatce piersiowej się nasilił, a brzuch skręcił się z smutku. Chciałam płakać, ale wiedziałam, że nie mogę. Nie będę płakać przez niego, przez kogoś, kto mnie nie chce. 

Ruszyłam pustymi ulicami przed siebie, dokładnie wiedząc, gdzie idę. Wystukałam numer Mirandy i drżąca dłoniom przycisnęłam zieloną słuchawkę na ekranie. Przyłożyłam do ucha telefon i czekałam, nadsłuchując kolejne sygnały. Po chwili wreszcie usłyszałam zaspany głos przyjaciółki.
- Miranda? - szepnęłam słabo. Sama nie wiedziałam co powiedzieć. 
- O mój Boże, Jas?! - krzyknęła, ale ja wiedziałam, że po chwili zasłoniła usta, nie spodziewając się nagłego wybuchu, zawsze taka była. 
- We własnej osobie. - uśmiechnęłam się, lecz po chwili przypomniałam sobie jak wcześniej odrzucałam swoją przyjaciółkę. Ona na to nie zasłużyła, myślałam, że jeśli ją odepchnę będzie lepiej. Dla niej i dla wszystkich innych, którym zrobiłam to samo. Myliłam się, tym zachowaniem wyrządziłam jeszcze większą szkodę nie tylko im, lecz także sobie. - Mogę do ciebie przyjść? - zapytałam, czując kujące łzy pod powiekami.
- Jasne! Tylko...
- Przygotuj okno, za chwilę będę. - rozłączyłam się i przyspieszyłam kroki. Zawsze w nocy, jak nie miałyśmy co robić lub miałyśmy problem, spotykaliśmy się u niej w pokoju. Czemu u niej? Ponieważ, ma balkon a przy nim przystawioną drabinę. Jej rodzice nadal się nie skapnęli. Od rana do wieczora pracują, nie wiedzą, co ich córka robi. Oczywiście takim też sposobem wymykała się na imprezy. Tak przynajmniej mi mówiła. Znam ją dopiero od roku, więc nie wiem co robiła wcześniej. Była moją pierwszą i ostatnią przyjaciółka, ja nigdy nie wierzyłam, że spotkam kogoś, kto będzie dla mnie tak bliski, aż nagle pojawiła się Miranda. Cieszę się, że jest. Mimo wszystko, nadal tu jest i jestem jej za to strasznie wdzięczna.
Złapałam się rękoma wyższego schodka drabiny, a nogę położyłam na pierwszym. Szybkim tempem dotarłam na balkon i poczułam rzucający się na mnie ciężar. Tak, to Miranda. Odwzajemniłam uścisk, a następnie popatrzyłam jej w oczy. Tak, bardzo za nią tęskniłam. Razem weszliśmy do jej pokoju i rzuciłyśmy się na łóżko z hukiem. Otuliła się swoim kocykiem, kiedy mi także było zimno. Westchnęłam. Nie było nic innego.
- Czy... - nawet nie zdążyłam dokończyć, dziewczyna powiedziała "już" i wybiegła z pokoju. Czy ona mi czyta w myślach?

Wstałam z łóżka i podeszłam do komody, obsypanej różowym brokatem. Miranda nadal kocha róż, mimo wieku. Zaśmiałam się cichutko. Kiedy odwróciła się do lustra przeraziłam się i to nie mojego wyglądu. *Zobaczyłam odbicie kogoś znajomego, a jednocześnie nieznajomego. To tak, jak czasem zobaczy się w tłumie na ulicy kogoś, kogo na pewno się zna, można by przysiąc, że tak jest, ale nie sposób sobie przypomnieć, kto to jest. Teraz ja stałam się tym kimś - wyglądającą znajomo nieznajomą. Wzdrygnęłam na myśl, jak bardzo się zmieniłam, jak te wszystkie wydarzenia mnie zmieniły. Moja przyszłość będzie najprawdopodobniej tak samo beznadziejna jak moja przeszłość. Mimo że nie chcę na to pozwolić, czasem na pewne sprawy nie mogę nic poradzić. Jeżeli z czymś się borykasz, rozejrzyj się dookoła, a zobaczysz, że wszyscy ludzie z czymś się borykają i że dla nich jest to równie trudne, jak dla ciebie. Jest tyle ludzi na świecie a ja jestem akurat... tym kim jestem. Mogłam się urodzić kimkolwiek, ale jestem tą "Jasmine". Trudno mi się pogodzić z tym, że wiele ludzi jest teraz szczęśliwych, a ja muszę żyć właśnie w tym ciele. Może to samolubne, bo wiele ludzi ma też gorzej, ale nie umiem nad tym uczuciem zapanować.

W tym momencie do pokoju wpadła Miranda i stertą poduszek i grubym kocem. Aż tak mi zimno nie było. Wiedziałam, że kiedy usiadła na łóżku oczekiwała ode mnie wyjaśnień, a ja się nie kryłam. Musiałam jej wszystko powiedzieć, inaczej nie tylko okłamałabym ją ale także siebie.

*

Po przebudzeniu się podeszłam do lustra. Wyglądałam strasznie. Cienie pod oczami i rozczochrane włosy. Nie mogłam na siebie patrzeć. Kiedy spojrzałam na łóżko, Mirandy na nim nie było. No tak, ranny ptaszek. Weszłam do łazienki i ogarnęłam się trochę, zabrałam trochę ciuchów przyjaciółki i ubrałam się. 
Ciekawe co robi Justin.. - przeszło mi przez myśl.
Nie, nie powinnam o tym myśleć. Nie powinnam.

Po drodze do kuchni spotkałam Brad'a - brat Mirandy. Uśmiechnął się lekko i zaczął mówić.
- Dobrze Cię znowu widzieć. - głos miał jeszcze zaspany, czyli to tylko Miranda tak wcześnie wstaje w tej rodzinie.
- Nawet w takim stanie? - pokazałam na swoją twarz.
- Nawet w takim. - odparł i przełożył ciężar swojego ciała na jedną nogę.
- Wiesz, mam dzisiaj spotkanie w centrum, jak chcesz możemy się wybrać razem. Miranda właśnie wyszła, doszłaby do nas później. - zaproponował.
- Um, dobrze. Tylko...
- Wyglądasz dobrze. - zaśmiał się i odszedł. Wiem, że powiedział to z uprzejmości. 

Pospiesznie zjadłam śniadanie i posprzątałam po sobie. Zauważyłam, że chłopak czeka zniecierpliwiony. Wzięłam swoją kurtkę i wybiegłam przed samochód gdzie czekał. Był ubrany w skórzaną kurtkę i eleganckie spodnie, jak na niego, przeważnie nosił dżinsy. Nie powiem, był dobrze zbudowany. Nie, nie leciałam na niego. Po prostu stwierdzam, że jest przystojny.
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą, cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Jednocześnie chcemy do niej wrócić, a z drugiej strony chcemy zapomnieć. Ja chciałabym zapomnieć. W mojej przeszłości nie było nic dobrego. Tak samo chciałabym uśmierzyć ból mojemu ojcu, znosił wszystkie problemy za nas, a na końcu spotkał go taki los. Chciałabym mu to wynagrodzić.

Od myśli odciągnął mnie Brad, powiedział, że jesteśmy na miejscu i wyłączył silnik. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się razem z nim do pięknego lokalu, był oświetlony licznymi lampkami, na ścianach zwisały piękne kwiaty, a stół był pięknie wystrojony w kolory wiosny. Usiadłam na miejscy, które wskazał chłopak i wróciłam się do rozglądania. Mogło to być przyjemne, gdyby nie to, że jeden element mi nie pasował.
W rogu siedział Justin ze znajomymi.
Można uznać, że był on najbardziej niedopasowanym "elementem" w tej kawiarni. W co ja się wpakowałam? Najchętniej bym uciekła ale co ja bym powiedziała Brad'owi? No cóż, będę musiała się przez ten czas czuć niekomfortowo, ale jakoś wytrzymam. Już miałam przyznać, że to nie takie straszne, kiedy chłopak razem z kolegami wstał od stołu i się do mnie uśmiechnął.
To nie był dobry uśmiech.
Mój towarzysz już miał coś powiedzieć, kiedy przerwał mu Justin.
- Możemy się dołączyć? - uśmiechnął się złośliwie, a jego koledzy zawtórowali. Idioci.
Chciałam krzyczeć, chciałam mu dać w twarz, ale zważywszy na okoliczności nie mogłam. Mimo wielkiej ochoty.
- Nie przedstawisz nas? - wskazał na Brad'a. Wprost strzelałam iskry w jego stronę, kiedy na niego spojrzałam.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się sztucznie. - Justin, to jest Brad. - wskazałam na Brad'a - Brad - potem wskazałam na szatyna. - Justin. - mruknęłam z niechęciom i spojrzałam z obrzydzeniem. Ciemnooki prychnął patrząc na jej minę.
- No, więc Brad... co tu robicie? - mimo, że mówił do chłopaka cały czas patrzył na mnie.
- Przyszliśmy na kawę. Wiesz...
- O nic więcej nie pytałem. - warknął, nadal na niego patrząc. Chciałam się zapaść pod ziemię. Co musiał sobie myśleć Brad i jak się czuć po zachowaniu Justin'a.
W tym momencie podeszła do niech kelnerka.
- Co państwo zamawiacie? - zapytała cichym głosem.
- Latte macchiato - powiedziałam szybko.
- Ja to samo. - odpowiedział Brad. A reszta pozamawiała jakieś dziwadła, żartując przy tym.
- Um, a ja może cappuccino i twój numer... Alexis. - jej imię wprost wymruczał. 
Przysięgam, kolory z mojej twarzy wprost zniknęły. Z jednej strony poczułam smutek a z drugiej wściekłość ale także... wstyd. Czułam się jak piąte koło u wozu lub jeszcze coś gorszego, ale to też nie zmieniało faktu jak bardzo byłam na niego wściekła, przez to, że w pewien sposób mnie upokorzył. Zacisnęłam mocno szczękę i nawet na niego nie spojrzałam. 
Miał nade mną przewagę. Więc muszę odwrócić rolę.
Po jakiś 5 minutach doszło nasze zamówienie. Brad nie upił jeszcze porządnie łyka, a dobiegła trzynasta, za chwilę miał spotkanie z klientem. Szybko wyciągnęłam telefon i wysłałam do niego wiadomość.
Pocałuj mnie
Widziałam zdezorientowanie na jego twarzy. Chciał wstać i się pożegnać, ale kopnęłam go w nogę. Zajęczał.
- J-ja muszę już iść. Um... na razie. - odwrócił się w moja stronę i spojrzałam na jego spanikowane oczy, moje natomiast błagały. Mocno zaciągnął się powietrzem i zrobił to.
- Do zobaczenie Jasmine. - powiedział po czym pocałował mnie. Krótko ale mocna. Nie, to nie był buziak, to był soczysty krótki pocałunek. Nie mogłam uwierzyć, że własnie to zrobiłam ale się cieszyłam z tego.
Powoli z uniesioną głową i dumnie odwróciłam się w stronę Justin'a. Sam tego chciał. Jego twarz była komiczna, z jednej strony zdziwiony, a z drugiej wściekły. Właśnie tak miało być. Teraz dokładnie mogłam zobaczyć rysy jego twarzy. 
- Eh, ja chyba też będę się zbierać. - westchnęłam, z słodkim głosem a następnie uśmiechnęłam się wprost do Justina. Wstałam od stołu i pożegnałam się z każdym z osobna, oprócz Justina. Po drodze minęłam stado nastolatków przepychających się wte i wewte. Kiedy w końcu wyszłam z lokalu, usłyszałam za mną kroki. Tak przypuszczałam. 
- Nadal chcesz w to grać? - zapytał tonem przepełnionym złością.
- Ja w nic nie gram. - powiedziałam twardo. - To ty odstawiasz jakiś cyrk, próbujesz wywołać u mnie zazdrość, a zarazem odpychasz mnie od siebie. - wiedział dokładnie o co mi chodzi. Stanęliśmy koło ściany galerii handlowej, żeby nie przeszkadzać przechodzącym. Chłopak nadal miał zaciśniętą szczękę.
- To nie ja całuje się z innymi, na twoich oczach. - popatrzyłam na niego zaciekawiona i tu także wiedział, że chodzi mi o Jessicę. On mnie osądza o zdrady, kiedy sam to zrobił.
- Ta rozmowa nie ma sensu, wiele ryzykuję, oboje ryzykujemy tym związkiem, a ty jeszcze bardziej komplikujesz sprawy. - powiedziałam opanowanym tonem.
- Co ja takiego robię? - on zaś podniósł głos.
- Próbujesz mnie sobie podporządkować, wmawiając mi,  ze jestem nieodpowiedzialna. Chcesz zobaczyć nieodpowiedzialną osiemnastolatkę? Chcesz? Mogę Ci pokazać. - warknęła, a nawet można powiedzieć, że krzyknęłam.
- Jasmine..
- Nie, to nie ma sensu kiedy nie zaakceptujesz mnie takiej jaka jestem. Jeżeli masz ze mną problem, znajdź sobie dziewczynę, która jest dorosła i dojrzała. - po tym odeszłam, zostawiając go samego. I właśnie w tym momencie zwątpiłam, że kiedykolwiek zaznam z nim szczęścia.

*cytat z książki "Naznaczona"
Dodałam rozdział trochę szybciej i mam nadzieję, że też jest lepszy od poprzedniego.
Trochę mi przykro, że było tak mało komentarzy, ale rozumiem rozdział był krótki i dupowaty.
Jak już mówiłam, ostatnio dużo myślę i bardzo, bardzo się cieszę, że ktoś to czyta.
Cieszę się, że tu jesteście.
Do następnego :)

Usunęłam z info.
@arcticbieburx
@beaumyycrush
@swaggiebiebsux
@uglyflowerx
@jay_nicoole
@belieber66969


+ polecicie jakąś książkę podobną do ff lub po prostu romans?

Proszę.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 13

Obudziło mnie głaskanie po policzku. Mruknęłam z zadowolenia i przekręciłam się na bok. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina ze zmarszczonymi brwiami.
- Co ci się stało... - szepnął słabym głosem. 
Wtedy przypomniałam sobie ostatnią noc. Skręciło mnie w żołądku, wolałam zapomnieć. Ze wszystkich sił podniosłam się do pozycji siedzącej i westchnęłam głośno. Było mi niedobrze. Głowa mi pulsowała, czułam wrzącą się krew w żyłach i wiele obrażeń ciała. Nie spodziewałam się aż takiego bólu. Bolało mnie nawet przy oddychaniu. Zauważyłam, że chłopak także siedzi przy mnie i patrzy zmartwiony.
- To była długa noc - westchnęłam. Nie naciskał. Pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do łazienki. Z jednej strony cieszyłam się, że wejdę pod ciepłą wodę i wreszcie się zrelaksuję ale z drugiej nie. Jakikolwiek ruch wywoływał u mnie potężny ból. Miałam dość. 

Nie mogłam uwierzyć, że moja matka dopuściła do czegoś takiego. Wiedziała, jakie będą tego konsekwencje. A ten mężczyzna z budynku? Kto to? O co mu chodziło? Mam tyle pytań. Ale teraz nie będę o nich myśleć, bo nie mam do tego głowy. Dosłownie. Czułam, jakby za chwilę miała mi odpaść. Miałam nieliczne siniaki na brzuchu i biodrach. Aż przeszły mnie dreszcze. 


Wyszłam z wanny i wzięłam w dłonie ręcznik. Ubrałam jakieś ciuchy, które dał mi Justin i wyszłam z łazienki. Powędrowałam do kuchni, gdzie chłopak już czekał. Podał mi talerz z jajecznicą i usiadł na przeciwko mnie, spoglądając na mnie intensywnym wzrokiem. Jak mam mu to wszystko wytłumaczyć? 

- Wiesz, że musimy jechać do szpitala? - Tylko nie to.
- Proszę, nie...- jęknęłam. Miałam dość tego miejsca. Chciałam stamtąd jak najdalej uciec, a on mnie jeszcze tam zabiera.
- Jasmine - powiedział ostro. 
Nie mogłam mu się przeciwstawić, nie miałam siły. 
- Opowiesz mi wreszcie, co się stało? - zaczął.
- A muszę? - Spojrzał na mnie znacząco i osunął się na krześle.

Zaczęłam mu opowiadać wszystko od początku. Od samej ucieczki ze szpitala po czas teraźniejszy. Nie ukrywam, trochę mi ulżyło, gdy to wszystko mu powiedziałam. Miałam to z głowy. Bardzo chciałam zostać i nie wracać do szpitala, lecz Justin zabijał samym spojrzeniem. Nie miałam wyboru. Wzięłam od niego cienką kurtkę i ruszyłam za nim do samochodu. Podczas jazdy zamieniłam z nim jeszcze parę słów, ale poza tym panowała cisza. Mimo że zjadłam cały talerz jajecznicy, nadal byłam głodna. Co ze mną? Może to przez ten stres. 

Kiedy wysiadłam z auta, nawet nie spojrzałam na Justina, tylko pobiegłam do budynku. Nie powiem, mamy jeszcze niepozałatwiane sprawy. Nadal nie wyjaśniliśmy naszej kłótni, dlatego było tak niezręcznie. Weszłam do swojej sali i jak na zawołanie czekał tam na mnie ordynator. Świetnie.
- Ja to wyjaśnię - powiedział niski głos za mną. Doskonale wiedziałam, do kogo należy. Obydwoje wyszli z sali i powędrowali spokojnym krokiem do biura. Mam nadzieję, że wyjaśni to w dobry sposób a nie, że będę miała znowu kłopoty. Chociaż spodziewam się najgorszego, widać, że jest na mnie zły, a ja sama nie wiem na co. Wiem, nie jestem zdecydowana, odpowiedzialna i wystarczająco dorosła dla mnie. Ale do czego ja go zmuszam? Sam tego chciał.

Mijały minuty, godziny. Dobra, minęły dwie godziny, a oni nadal tam siedzą. Co jest? Odbywają grupową konferencję? Przez ten czas siedziałam niespokojna na łóżku, a w brzuchu ciągle miałam to samo uczucie. Miałam ochotę tam wejść i usłyszeć, co na mnie gadają. Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, spostrzegłam Justina i ordynatora uśmiechających się do siebie i żegnających. Co to jakiś spisek? Chciało mi się rzygać. Co teraz? Miałam gorszy stres niż przed niejedną przemową w szkole. Ciemnowłosy podszedł do mnie, a jego uśmiech zniknął z twarzy. Teraz chciało mi się także ryczeć.

- Za chwilę cię opatrzę - powiedział, nie patrząc na mnie. Aż taka straszna jestem?
Wziął potrzebne opatrunki i podobne przedmioty. Zaczął od najmniej zakrytych miejsc, a potem doszedł do brzucha. Kiedy go odkrył, on zaburczał. Boże, nie miał kiedy. Szatyn zaśmiał się cicho, a ja spłonęłam. Przysięgam, byłam teraz cała czerwona. Z Jego twarzy nadal nie schodził uśmiech. To takie żenujące, bo brzuch nie przestawał, a Justin śmiał się coraz głośniej. 
- Jesteś głodna? - Powstrzymał śmiech.
- To chyba naturalne, że brzuch mi burczy. Przestań! - powiedziałam poddenerwowana i zawstydzona. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zasłoniłam twarz dłońmi. 
- Ej, nie wstydź się. - Tak na pewno pomoże. Czerwona zrobiłam się jeszcze bardziej.
Złapał moje ręce w swoje i ucałował mnie w oba policzki. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Czemu? Uśmiechał się do mnie, a w jego policzkach powstały słodkie dołeczki. Zachichotałam. Chłopak delikatnie pogłaskał mnie po policzku, po czym niepewnie przyciągnął do siebie. Zatopiłam spojrzenie w jego czułych oczach, starając się odczytać z nich wszystkie emocje. Wiedziałam, że oboje nie jesteśmy do końca świadomi tego, co się koło nas dzieje, ale nie obchodziło mnie to. Teraz liczył się tylko Justin i jego ciepły oddech spowijający moją twarz. Z wahaniem wsadziłam rękę w jego gęste włosy. Przesypywały się między palcami, delikatnie je łaskocząc. Zadowolona przymknęłam powieki, czekając na odpowiedź mężczyzny. Ten z siłą wpił się w moje usta i już po chwili pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. Błądziłam dłońmi po jego torsie, który opinała bawełniana koszulka. Czułam przyspieszone bicie jego serca, które idealnie komponowało się z moim własnym. W tym momencie tworzyliśmy jedność. Przestrzeń między nami wypełniały niewypowiedziane słowa i skrywana od dawna chęć działania na przekór wszystkiemu. Poczułam jak dłoń Idziego zsuwa się na moje plecy, chcąc zminimalizować pustkę między naszymi ciałami. Oplotłam rękoma jego kark, z zapałem przyciągając do siebie. Pocałunek był zdecydowanie zbyt krótki. Jęknęłam w proteście, gdy ciemnooki oderwał się ode mnie. Na szczęście, kiedy wstał, znowu mnie w siebie wtulił.
- Tak jest lepiej - wymruczał, gdy nasze ciała wpasowały się w siebie.
Tym razem było inaczej, wolniej. Cierpliwiej. Ten pocałunek przypominał mi igranie z ogniem. Powędrował do mojej szyi i zaczął ssać każdy kawałek powoli. Ten jeden raz w życiu udało mi się wyłączyć mózg. Kompletnie się zatraciłam. Poza tym chciałam więcej. 
Gdy przesunęłam dłońmi po jego brzuchu, pocałunek stał się bardziej natarczywy. Czułam twarde napięte mięśnie brzucha pod materiałem koszuli. Sięgnęłam wyżej i wtedy Justin przyciągnął do siebie moje biodra. Pragnął mnie, czułam to wyraźnie.
- Jesteś absurdalnie seksowna - sapnął mi do ucha, a ja zamiast coś powiedzieć, po prostu jęknęłam. Zębami chwyciłam jego dolną wargę, a jego ciało zadrżało. Ledwie zauważyłam, że chłopak cofnął się i usiadł na łóżku. Odruchowo objęłam go nogami w pasie i nagle ręka obejmująca mnie przesunęła się na mój tyłek. Poczułam palce wbijające się w moje pośladki i Justin jednym ruchem przyciągnął moje biodra do swojego krocza. Moja skóra coraz bardziej była rozpalona. Odchyliłam głowę i jęknęłam. Szatyn podniósł się i przycisnął mnie mocno do ściany.
- Czy pani Adams ma ochotę na więcej? - zamruczał, a ja czułam jak się rozpływam. Z moich ust znowu wyszedł jęk, na co usłyszałam chichot. 
- Niech pan sam mi powie - szepnęłam do ucha. Widziałam i czułam jak jego mięśnie coraz bardziej się napinają. 
W tym momencie drzwi do sali się otworzyły. Jak za magiczną różdżką odsunęliśmy się od siebie gwałtownie. Młoda pielęgniarka otworzyła szeroko oczy i zaczęła się jąkać.
- J-ja tylko chciałam sprawdzić...czy wszystko w porządku - powiedziała zażenowana.
- W jak najlepszym - odpowiedział Justin poprawiając guziki koszuli. Chciałam go w tym momencie walnąć w głowę za ten tekst. Po co w ogóle się odzywał? Tylko pogorszył sytuację. Kobieta jak poparzona uciekła z sali. Ciemnooki zaśmiał się cicho i podszedł do mnie. Wtuliłam się w niego i westchnęłam w jego szyję. 
- Zbieraj się, jedziemy - powiedział i odsunął się.
- Co?
- Wypisują Cię, jedziemy do mnie - uśmiechnął się i wyszedł z sali. W środku cała krzyczałam. Jadę do Justina! Do jego domu! Trudno było mi nawet wyrazić to w słowach, strasznie się cieszyłam. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy z szafek, nie było ich wiele. Także wyszłam z sali i szybkim krokiem powędrowałam do auta chłopaka. Wskoczyłam jak dziecko na siedzenie pasażera z szerokim uśmiechem. 
- Zaczekaj jeszcze trochę, za chwilę przyjdę - wyszedł i zniknął mi z pola widzenia. 
Dobra, jestem niecierpliwa. 

Wyszłam z samochodu i oparłam się o jego maskę. Nie chciałam teraz o tym myśleć, ale nie umiałam inaczej. Co się z nami stanie? W ogóle co jest między nami? Za dużo myślę, na pewno samo się wyjaśni. Chociaż ciągle myślę, że to dzieje się a szybko. Znamy się tylko miesiąc. Pokręciłam głową z mojego czynu, a raczej naszego. Całowałam się ze swoim lekarzem i do tego jadę do niego do domu. Podniosłam głowę w górę i zauważyłam zaskoczonego ordynatora. Cholera. Chyba nie spodziewał się, że jadę z Justinem. A teraz to tak wyglądało, jestem koło jego samochodu. Mogłam nie wychodzić. Justin będzie miał kłopoty. W tym momencie walnęłam się w głowę. To nie takie "coś", on może stracić pracę. - Nie myśl - skarciłam się w myślach. Nie chciałam teraz o tym myśleć. Nie chciałam teraz w ogóle myśleć. 

Chciałam wsiąść do auta, lecz zauważyłam coś bardzo ciekawego. Serce zaczęło mi szybciej bić. Parę metrów za mną stał do mnie bokiem chłopak z wczoraj - Daniel. Przez chwilę myślałam, że zakrztusiłam się powietrzem, kiedy na mnie spojrzał. W tym momencie przyszedł także Justin. Już miał do mnie coś powiedzieć, kiedy spojrzał w tym samym kierunku co ja. Zauważyłam, że jego mięśnie się napięły a na twarzy pojawił się grymas. Coś było nie tak.

- Justin, znasz go? - szepnęłam, jakbym nie mogła głośniej. 
Chłopak westchnął i poruszył się w moją stronę. Uniósł dłoń i potarł się po karku.
- Nowy fagas Jessicy - odpowiedział niechętnie. - Nieważne. - Po tym wsiadł do samochodu, a ja stałam jak głupia, nie mogąc pojąć faktów




Przepraszam za taką długą przerwę, ale zrozumcie, są wakacje.
Teraz będę częściej dodawać rozdziały :)
Jestem Wam bardzo wdzięczna, że tu jesteście.