czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 3


Weszłam do pobliskiego baru, ale nie takiego zwykłego. Odbywały się tam huczne imprezy, był one sporego rozmiaru, w sumie nawet można by go porównać do klubu. Kręciło się tam pełno ludzi. Muzyka nie była głośna, to nie była godzina tańca. Ekipa przychodziła  o 22 i wtedy rozpoczynała się prawdziwa impreza. Postanowiłam, że nie będę tak stać jak idiotka i się wreszcie zabawię. Kiedy chciałam już iść w stronę prawego baru zobaczyłam coś, co powinno zwalić mnie z nóg. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Doktor Bieber ze szklanką pełnego piwa stał przy barze krzycząc jakby był zalany w trzy dupy. On mnie z dnia na dzień zadziwia. Teraz na pewno wyglądałam jak idiotka, ponieważ usłyszałam ciche śmiechy jakiś lasek. Kiedy śmiechy za moimi plecami powiększyły się, zagotowało się we mnie. Odwróciłam się w stronę tych szmat i z wielkim sztucznym uśmiechem podeszłam bliżej nich.
- Jakiś problem? - wysyczałam, nadal z wielkim uśmiechem.
- On na ciebie nawet nie spojrzy. - powiedziała brunetka po środku. Nie wytrzymam.
- Zdziwiłabyś się. - nadal się uśmiechałam. Odwróciłam się od nich i poszłam na lewą stronę budynku, gdzie także był bar. Modliłam się tylko żeby on mnie nie zauważył. Wtedy miałabym przejebane. Zamówiłam drinka i tak co chwile następnego. Skończyłam w miarę przyzwoitej sumie, nie mogłam się spić. Wyszłam na parkiet zaczynając tańczyć jakby to był mój ostatni dzień życia, w pewnym sensie był. Chociaż.... może kiedyś jeszcze uda mi się wyrwać. O ile mnie teraz nie złapią, wtedy najprawdopodobniej przykują mnie do tego łóżka. Kręciłam biodrami, krzyczałam, śpiewałam jak debil. Cóż, myślałam że będą się ze mnie lali, a wręcz przeciwnie, co chwile inny chłopak podchodził do mnie, już nawet nie wiem z kim tańczyłam. To nawet nie była inicjatywa alkoholu, tylko ja byłam jebnięta. No cóż, mam coś jednak po matce... Chłopak oplótł ręce wokół mojego brzucha a ja położyłam swoje na jego. Schował twarz w mojej szyi, ja zaś zamknęłam oczy i dałam się ponieść muzyce. Co chwile coś do mnie mruczał, całował szyję i coraz mocniej "przytulał". Gdybym obserwowała nas z boku, stwierdziła bym że to nie jest jakiś dziki, podniecający taniec, tylko raczej jak.....byśmy byli parą. Wow, wychodzę daleko w przyszłość. Najprawdopodobniej nie poznam nawet tego chłopaka. Splótł moją lewą ze swoją prawą dłonią i zaczął się coraz bardziej kołysać. Uśmiechnęłam się na samą myśl naszej pozycji, to było słodkie.
- Jesteś cudowna.... - wymruczał w moją szyję. Jezu, zabierzcie mnie stąd, jeśli nie chcecie żebym nie zwariowała. Tańczyliśmy tak jeszcze z 2 minuty a potem muzyka stanęła. Uśmiechnęłam się i odwróciła do właściciela z którym spędziłam taniec. Ale to co zobaczyłam.... Tak, od razu tego pożałowałam.
To był błąd.
BŁĄD.
Wielki błąd.
Panie i panowie, właśnie tańczyłam z własnym lekarzem. Powinni mnie wysłać do wariatkowa. Bo to już jest jakaś obsesja, ciągle na niego trafiam. Szatyn stał z szeroko otwartymi oczami i patrzył się jak na idiotę. W sumie mogłabym i być idiotką. Chciałam stąd zniknąć, cofnąć czas, cokolwiek, tylko żeby to się nie wydarzyło.
- Jasmine?! Co ty tu robisz?! - podskoczyłam gdy usłyszałam nagły wybuch chłopaka. Dobra, miał prawo tańczył, podrywał, przytulał swoją pacjentkę i do tego nastolatkę.
- Um, no wiesz... Każdy potrzebuje trochę się rozerwać. - zaśmiałam się drętwo.
- Rozerwać? Ty powinnaś leżeć w szpitalu!
- Dobra, dobra uspokój się. - podniosłam ręce w  obronie. To moja sprawa i ja będę miała przez to kłopoty a nie on.
- Jak mam się uspokoić, kiedy właśnie się dowiedziałem że tańczyłem z... tobą!
- Oh dzięki, aż taka brzydka jestem? - prychnęłam.
- Nie...to znaczy. Wiesz o co mi chodzi. - Zacinała się i wiedziałam, że dla niego ta sytuacja też jest niezręczna.- Nieważne, idziemy. - objął mnie ręką wokół ramion i poprowadził do wyjścia.


*


Przez całą drogę nikt z nas się nie odzywał. Co chwile na zmianę, na siebie spoglądaliśmy, tylko tyle. Przez chwilę widziałam nikły uśmiech na jego twarzy. A może mi się wydawało? No bo z czego tu się cieszyć? Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Podszedł do mnie i spojrzał w oczy.

- Poradzisz sobie? I jak się w ogóle wydostałaś?
- To nie jest ważne. I tak, poradzę sobie. - powiedziałam krótko i powędrowałam do....okna. Teraz wydaje mi się śmieszne, to było jak z jakiegoś filmu. Weszłam tak samo jak wyszłam. Miałam szczęście. Nikt się nie spostrzegł, że uciekłam. Zapewne wszystkie pielęgniarki pewnie teraz są na pogaduszkach przy kawce. Dotarłam do swojej sali i padłam na łóżko. Masakra. Byłam tym dniem strasznie zmęczona, do tego ten mętlik w głowie. Nie mogę wybić z myśli pana Biebera. To nie jest normalne...
Wykąpałam, przebrałam i przygotowałam się do snu. Chciałam już się położyć, ale przeszkodził mi jakiś hałasu. Do sali wszedł szatyn. Znowu...
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał skrępowany.
- Tak, usiądź. - odpowiedziałam, wskazując na krawędź łóżka. Zrobił to o co prosiłam, spoglądając na mnie z....zaciekawienie? Chyba. Za bardzo nie mogłam wyczytać jego uczuć z oczu, ani z twarzy.
- Wiesz, to co stało się w tym barze, było głupie. Nie powinniśmy tego robić, a ty nie powinnaś w ogóle uciekać ze szpitala. Nie powiesz nikomu o tej sytuacji? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście, że nie powiem. - trochę zabolało mnie to głupie pytanie. Tak, w pewnym sensie było, ale poczułam się tak samo jak to wydarzenie. Głupio. Patrzył na mnie a ja na niego, w pokoju panowała cisza, ale ja się tym nawet nie przejmowałam. Lubię  ciszę. Nie zawsze jednak.
- Jasmine, jeszcze jedno...- zaczął, widziałam po jego minie że to nie będzie miła wiadomość. - jutro przychodzi do ciebie psycholog.
- O nie. Nie chce go tu. Nie jestem psychiczna, po co on?
- Próbowałaś się zabić i to nie jest....normalne.
-  Oh, czyli już każdy uważa mnie za wariatkę? - w kącikach moich oczu kształtowały się łzy. Nie mogłam już wytrzymać, ten szpital tylko pogarsza mój stan zamiast go poprawiać.
- To nie tak. Wiesz przecież, że oni chcą Ci pomóc.
- W czym? Czy wy nie rozumiecie, że nikomu nic nie powiem, nie powiem o moich uczuciach. Zwłaszcza komuś obcemu! - zaczęłam szybciej oddychać, po policzkach płynęły łzy a ręce się trzęsły.
- Hej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Dopilnuję tego osobiście. - podniósł mój podbródek. - Skarbie.- spojrzałam na niego, jeszcze bardziej przerażona. Co on powiedział?
- Przepraszam.- powiedział zawstydzony i jak oparzony wziął z mojego policzka rękę.
- Chcę iść spać. - oznajmiłam i odwróciłam się do niego tyłem. Lekarz westchnął i wyszedł. Tym razem spokojnie zamykając drzwi. Jak na zawołanie wybuchnęłam płaczem. Nawet nie wiem co jest takiego strasznego, zawsze to olewałam. Tym razem było inaczej, bałam się....
Potrafię już tylko mieć pretensje. Pisać długie, rzewne smsy i płakać. Potrafię już tylko czuć wstręt i mieć nadzieję, że będzie dobrze. Potrafię już tylko być zazdrosna i czekać na gorsze. Płaczę od smutnych piosenek, płaczę ze złości, ze wzruszenia, z nudów. Mam w sobie tyle łez, że gdybym mogła, płakałabym całą powierzchnią skóry. Nie zostało mi nic innego jak tylko płacz. I zabija mnie to, że już nic nie mam, a kiedy to miałam, nie doceniałam tego. Dałabym wszystko żeby tu był. Był pierwszym człowiekiem, który widział jak płacze, jak się potykam, mówię, żyje... To jemu powiedziałam pierwszy raz te dwa słowa. Tak, to był mój ojciec. Ale jego już nie ma i nie wróci, a ja zostałam sama. Sama z nienawiścią do wszystkich, do płaczu z byle czego, z samotnością...  Chciałabym znaleźć się tam gdzie on. Na górze. Niestety mam takie beznadziejne życie, że nawet śmierć mnie omija. Można to porównać do potworów, one są w nas, sterują nami tak, że powoli oddajemy się im. Będą nas tutaj trzymać, dopóki dopóty nie oszalejemy do reszty, póki nie staniemy się tak słabi i wygłodzeni, że będziemy mogli tylko leżeć na parkiecie i patrzeć tępo w stronę drzwi.
Żyjemy w nieszczęściu a  trzeźwość jest dla nas cierpieniem.


*


Obudziłam się z bólem głowy, pewnie to przez płacz. Powoli wstałam i ujrzałam kobietę w średnim wieku tuż przed progiem drzwi. Pewnie to ta psycholog. Oh, dzień się jeszcze na dobre nie zaczął a ja już mam dość. Proszę, niech on już się skończy.

-Cześć, jak tam samopoczucie? - zapytała miło. Aż mi się rzygać chciało od tego. 
- Powiem krótko. Chujowe. - tym razem to ja się uśmiechnęłam sztucznie. Z twarzy kobiety uśmiech od razu zszedł.
- Trudny przypadek. - mruknęła cicho, sama do siebie. Za chwile puszczą i nerwy, jeśli jeszcze raz się odezwie, zabije.
- Może pani już stąd wyjść. - powiedziałam krótko. Nie chcę jej tu widzieć.
- Przykro mi, ale muszę z tobą porozmawiać. Chcę Ci pomóc.
- Pomóc? Ależ pani wielkoduszna. Niestety, nic nie wyjdzie z pani chęci pomocy, bo ja nie chcę z tobą rozmawiać. Nie nadaje się pani do tej pracy, więc proszę stąd wyjść, bo za chwilę nie będę taka miła. - powiedziałam powoli i z uśmiechem. Kobieta przysunęła się do mnie  z tym obrzydliwym uśmiechem.
- Widzisz, ja przynajmniej nie potrzebuję psychologa. Jak widać, tobie nawet on nie pomaga. - w tej chwili nawet się nie zastanowiłam, chciałam się na nią rzucić, powyrywać te kłaki z jej głowy. Jeszcze nigdy tak mnie nikt nie zdenerwował i jeśli nikt mnie teraz nie powstrzyma, obiecuję, dostanie w tą piękną buźkę, moją pięścią. Wstałam i chciałam ja uderzyć, ale oczywiście pan szlachetny Bieber mnie powstrzymał. On też się zalicza w tej chwili do osób, którym chcę przywalić. Chciałam żeby ktoś mnie powstrzymał, ale nie on.
- Stop. - złapał mnie za nadgarstek i odsunął od blondynki.
- Niech pani stąd wyjdzie, proszę. - Wyszła z podniesioną głową, poruszając seksownie biodrami, oczywiście uśmiechając się zalotnie do doktorka. Wyrwała z jego ręki moją i usiadłam z hukiem na łóżko.
- Co to miało być? Prawie ją uderzyłaś!
- No właśnie prawie, ale ty musiałeś się zjawić.
- Miałaś szczęście. Nawet nie zdajesz sobie sprawy w jakich byłabyś tarapatach, gdybyś to zrobiła.
- Jakoś w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. - odpowiedziałam naburmuszona, a Dr. Bieber zaśmiał się, na co ja zacisnęłam szczękę ze złości.
- No i co Cię tak śmieszy doktorku? Dobry człowiek się znalazł, to nie ja wczoraj tańczyłam ze swoją pacjentką, ciekawe co na to...
- Ciszej! Chcesz żeby ktoś się dowiedział? - ostrzegł mnie. Zniżyłam głowę na dół i już nic nie mówiłam. Brązowooki usiadł koło mnie i także milczał. Nienawidzę tego miejsca, chciałbym już stąd wyjść. Niedługo skończę 18 lat, i będę mogła sama mieszkać, tylko tego chcę. Ale najpierw muszę się uporać ze szpitalem. To będzie trudne, w końcu chciałam popełnić samobójstwo. Wolność oznacza odpowiedzialność. A to jest właśnie to, czego większość ludzi się obawia.  Ja także, bo nie wiem jak sobie poradzę. W co ból może się zmienić? W gniew, tupanie nogą. W otwartą książkę, którą zamykasz, aby się pomodli. W prywatny płacz wprost do poduszki..  W list pisany pięć razy bez związku do rzeczy. W milczenie przy stole. Chodzenie tam i z powrotem, dookoła.  Właśnie to mam ochotę zrobić, ale nie mogę, bo jestem tutaj... przy nim. Czy wybrałabym życie na Ziemi, mając świadomość, że zostanę nagle od niego oderwana, może w samym środku najszczęśliwszych chwil? Czy też już w punkcie wyjścia podziękowałbym za uczestnictwo w tej bezsensownej zabawie w "dawanie i odbieranie"? Bo przychodzimy na świat tylko jeden raz. Zostajemy wpuszczeni w tę wielką baśń. A potem....Pstryk! I bajka skończona. W końcu i tak kiedyś umrę, jestem tylko ciekawa jak. Nie chcę już się dłużej męczyć, ale trzeba przyznać że życie ma swoje zalety. Możesz wiele zrobić, być kim chce. Ale tylko wtedy, kiedy jesteś silny. A ja do tych osób niestety nie należę...
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał obojętnie, co mnie zdziwiło. Pokiwałam głową na nie, na co on wstał i wyszedł. Dziwne. Wyszłam, żeby coś zjeść i po drodze zauważyłam uchylone drzwi do gabinetu Dr. Biebera.  Nie żeby coś, ale ciekawość mnie zżerała. Powoli i na chwilę spojrzałam z boku, siedział na krześle z pochyloną głową, trzymając w ręku... buteleczką, ale nie taką zwykła. To był alkohol. Po co ma jeszcze chlać w pracy? Mało mu było wczoraj. Ma szczęście, że to ja zauważyłam i nie jestem człowiekiem co donosi. Weszłam do stołówki, gdzie zastałam duży tłum. Wzięłam to co zawsze, zjadłam i ruszyłam z powrotem do sali. 
No i na moim ulubionym korytarzu, znowu się coś wydarzyło. A do tego w roli głównej Pan Bieber. Jakaś czarnowłosa dziewczyna krzyczała na cały hol, nawet głuchy by ją usłyszał. Ale nie darła się na ot tak. Ona krzyczała na mojego doktorka. Ciekawe co też takiego narobił. Podeszłam bliżej i stanęłam koło ludzi, którzy także oglądali to "widowisko". Szatyn stał tam jak słup soli i się tylko patrzał, zawstydzony.
- Jak mogłeś świnio?  Byliśmy na tej samej imprezie i mnie zdradziłeś? Serio? Jesteś bezczelny! - krzyczała dziewczyna. Czekaj, czekaj. Teraz kojarzę. To ta sama zołza co się do mnie przyczepiła w barze. 
- Tylko, że my nawet nie byliśmy razem...
- Jak śmiesz?! Co ta dziwka ma lepszego ode mnie? No co?!
- Rita uspokój się. Do cholery, jesteś w szpitalu! - chłopak podniósł głos, na co dostał mocno w twarz. Auć, musiało boleć. Mimowolnie się zaśmiałam, świetny cyrk.
- Zwariowałaś?!
- Chcesz jeszcze? Mogę mocniej! Nie pisz, nie dzwoń, nie chcę Cię więcej widzieć na oczy!
- Bez obaw, nie zamierzam... - mruknął chłopak. Brunetka otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia, a następnie prychnęła w jego stronę. Oddaliła się z wysoko  podniesioną głową, jak pudel. Tłum się rozszedł a Bieber poszedł do szefa. Szczerze trochę dziwnie bym się czuła, gdyby go wylali. Wskoczyłam na łóżko i przykryłam się kołdrą. 


*


Kiedy nastała już noc, usłyszałam czyjeś kroki. Do sali wszedł szatyn z dwoma kubkami gorącej czekolady. Podał mi jeden, po czym usiadł na podłodze, opierając się o moje łóżko.
- Szef dał mi nocki za karę, więc będziesz musiała mnie przez tydzień znosić także w nocy - powiedział a po chwili się uśmiechnął.
- Serio?
- Powtórzę się. Aż taki jestem straszny? 
- Nie, ale denerwujący.
- Serio? Ja? 
- A co ja? - po chwili zorientowałam się co powiedziałam, rzeczywiście mogę być denerwująca.
Ze zdziwieniem, patrzyłam na to jak dobrze tego wieczoru się dogadywaliśmy, śmialiśmy i tak dalej. Dowiedziałam się o nim trochę, on trochę o mnie. Nie jest taki zły. Aczkolwiek nie zamierzam się w jakiś sposób do niego przyzwyczajać. W pewnym momencie, kiedy chciałam postawić szklankę na stolik, wymsknęła mi się z rąk i poleciała na podłogę, rozbijając się. Szybko wstałam i chciałam pozbierać szkło, ale ja niezdara skaleczyłam. Eww, strasznie się rozcięłam i do tego takim gównem. 
- Poczekaj wezmę plaster. - powiedział doktor.
Przyszedł z wodą utlenioną i plastrem. O boże, woda utleniona! Będzie szczypać...
Usiadłam na łóżko i podałam mu rękę, kiedy miał lać odsunęłam ją.
- Aa już? 
- Nie głuptasie - parsknął śmiechem, no mi akurat nie jest do śmiechu. Co chwilę mnie straszył, że leje, a ja krzyczałam i tak w kółko. Wspomniałam że ciągle robił mnie w konia? No tak, do tego bezczelnie się śmiał.
- Oj, przepraszam.... - powiedział i z rozbawieniem zaczął całować moją rękę od dołu oż do ramienia. Fuj, miałam jego ślinę na całej ręce.
- Eww, jest pan obrzydliwy. - wykrzywiłam twarz w grymas. Zaczął jeszcze bardziej się śmiać.
W pewnej chwili wreszcie spoważniał, ale nadal z uśmiechem nalał wodę utlenioną i zakleił plastrem. Na koniec dał całusa w miejsce rany, że było go słychać w całej sali. Swój pocałunek przedłużył jękiem. Palant






Blee, za słodko co nie? 
Ugh, wydaję mi się że spieprzyłam ten rozdział.
Musze wreszcie wymyśleć jakąś konkretną akcję, dramę czy cokolwiek, w sumie mam tam plany na dalszy ciąg itd. ale to dopiero później, najpierw musicie przeboleć te początki, a nie chcę was zniechęcać, więc chociaż w małym stopniu muszę powymyślać akcje.
(scena Justina z alkoholem, nie jest wprowadzona bez powodu)
 Dziękuję za sprawdzenie: @bi3bst3r

Pytajcie: ----> ask.fm/S_wag

 Zagłosujcie w ankiecie po lewej stronie. KAŻDY!



Czytasz=Komentujesz

33 komentarze:

  1. Nic nie spieprzyłaś ;) Rozdział świetny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zartujesz ?! :D rozdzial najlepszy ze wszystkich <3 czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. omg, idealny rozdział, jest cudowny, nie martw się nic nie spieprzyłaś, jest cudowny, i już się nie mogę doczekać nn *-*
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  4. aa cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. nie spieprzyłaś! genialny rozdział <3
    czyżby nasz sexy doktorek miał problem z alkoholem??
    byłoby ciekawie.
    no i ta końcówka mnie rozbawiła (ale w pewnym sensie też była słoooodka <3)
    w każdym razie nie mogę się doczekać NN. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny, czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. A to trzeba mieć pecha, albo i szczęście żeby na swojego lekarza trafić w klubie XD Końcówka najlepsza :) Rozdział świetny i słodki ^^ czekam na kolejny @His_Lips69

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu myslalam, ze sie pocaluja ??? O.o
    Ale rozdzial genialny
    Wcale go nie spieprzylas
    Jest zajebisty
    Czekamy na nn :*
    /@Iwonalove1d. Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. No co ty rozdział jest świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. jezu rozdział mega ! Już nie mogę się doczekać rozdziału 4 ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. przeczytałam już wczoraj i miałam skomentować później, ale wypadło mi to z głowy i dobrze, że mi przypomniałaś o tym na asku :))
    jak zawsze wspaniały rozdział. tak lekko i przyjemnie się czyta, to co piszesz :)
    "- Eww, jest pan obrzydliwy." - TO JEST TAK CHOLERNIE SŁODKIE, DWIHAFKI <3
    między nimi zaczyna się coś dziać, więc jestem szczęśliwa max! xd
    czekam z niecierpliwością na następny ;)

    love-is-hard-baby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. zgaduje ze bd miał problemy z alkoholem :)
    cudo <3
    czekam na nn <3
    @CamillSWAG

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział no no no Justin już się pomału przystawia heh :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Zakochałam się w twoim opowiadaniu chociaż są trzy rozdziały to i tak mnie strasznie zaciekawił :D Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  15. to jest świetne! <3 nie mogę doczekać sie następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  16. niee jest za słodki :D cuuudowny
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  17. Cuduwnne, strasznie wkreca :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No no tym razem mi sie bardzo podobalo. To jak tańczyli... mmm czekam na nowy :)
    @Audreey_swag

    OdpowiedzUsuń
  19. Ej superr ;DD :)))
    Życzę weny i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetny! Czekam NN i czytam:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział ;) Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Całe szczęście, zaczyna się do niego przekonywać. Może zobaczy, że on jednak nie jest taki zły. Ale zaciekawiła mnie ta scena z alkoholem. Czyżby Justin był alkoholikiem? Nie wiem, ale mam takie przeczucie. Wcale nie spieprzyłaś rozdziału i wcale nie jest za słodko, lecz idealnie! Ciekawe kiedy zacznie się coś między nimi rozwijać. Heh, ich reakcja w tym klubie była najlepsza. Chyba nie spodziewali się, XE mogą wpaść akurat na siebie. Widzę, że mimo, iż Justin jest tutaj doktorem czyli, wydawało by się, poważnym człowiekiem, ma sporo za uszami. Ciekawe czy uda jej się odkryć jego sekrety. Cudowny rozdział, zresztą tak, jak zawsze. Z niecierpliwością czekam na kolejny i życzę weny ;*
    black-tears-jb.blogspot.com
    my-heaven-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie jest nudno ani za słodko wręcz przeciwnie, przyjemnie się czyta :D poza tym oryginalna akcja

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeju! Jak tu pięknie! Super opowiadanie :) Zapraszam do siebie : http://everythingstartswithadreamaw.blog.pl/ Mam nadzieje że zajrzysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Cudowny *.* /@_TommoKiss

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetny blog będę wpadać c: Zapraszam do mnie: http://life-is-brutal-33.blogspot.com/ Fajnie by było gdybyś wpadła :3

    OdpowiedzUsuń
  27. Jejku, uwielbiam Twoje opowiadania! Przyznaję, to bardziej mi przypadło do gustu, ale nie oznacza, że tamto jest w jakimś stopniu gorsze.
    Akcja z alkoholem i Justin'em nie jest przypadkowa, jak sama napisałaś, ale już nie mogę się doczekać, aby dowiedzieć się co będzie się nadal działo i przede wszystkim między nimi. Życzę miłego pisania kolejnych rozdziałów. Pozdrawiam Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  28. świetne, uwielbiam to!

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak to spieprzylas? Kocham takie slodkie rozdzialy. A ten jest swietny Jsjdjsisjdjfjjs

    OdpowiedzUsuń
  30. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń