Obudziłam się na ciepłym łóżku, otulona cieplutką, przytulną kołdrą.
Zdziwiłam się, ponieważ z tego co pamiętam, zasnęłam przy budynku
szpitalnym. Zauważyłam, że na stoliku jest ogromny bukiet róż i
karteczka. Chwyciłam ją szybko i otworzyłam.
Przepraszam...
Za wszystko. Wiedz, że odkąd odeszłaś, nie mogłem sobie tego wybaczyć,
mam chociaż nadzieję, że ty mi kiedyś wybaczysz.
Nie rób tego więcej, martwiłem się, kiedy tam Cię znalazłem, jesteś za
piękna na takie traktowanie.
Dobrze wiedziałam, kto to napisał i kto mnie tu przyniósł. Potem
przypomniało mi się, dlaczego właściwie tam byłam.
Doktor Bieber.
Zamiast mi pomóc, tylko mnie dołuje. To nie wszystko, oczywiście jak
na złość, spadły na mnie wszystkie zmartwienia. "Matka" ode mnie
odeszła, co ja mówię, uciekła.
Nienawidzę jej.
Wstałam i pokierowałam się do łazienki, wyglądam jak gówno. Jestem
straszna. Przebrałam i umyłam się. Wyszłam z sali i spotkałam Jego.
- Hej. - powiedział niezręcznie.
- H-hej. - zająkałam się, nie było to dla mnie zbyt komfortowe.
- Dostałaś kwiaty? - zapytał, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Tak, po co to robisz?
- Chciałam tylko przeprosić...- speszony zniżył głowę.
- Okej, tylko to nic nie zmieni, nie będzie tak jak dawniej, przecież
o tym wiesz.
- Wiem, ale... po prostu musiałem to zrobić. - zapanowała cisza,
chciałam stąd uciec.
- Możemy... um.... no nie wiem, zacząć małymi krokami od nowa.... -
zdziwiłam się, ale za nim zdążyłam odpowiedzieć, zauważyłam, że
podszedł do nas doktor. Nie miał kiedy.
- Co tu się dzieje? - zapytał, widocznie wkurzony, sama nie wiem na
co, miał zaciśniętą szczękę jak i pięść.
- Nic? Rozmawiamy, nie widać. - prychnęłam, nie mam ochoty na niego patrzeć.
- A ktoś Ci pozwolił? - uśmiechnął się sztucznie, co za palant!
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, jak on się zachowuje, co jest.
- Nie rozumiem...- nie dokończyłam.
- Powiesz swojemu koledze, żeby sobie już poszedł, bo nie ma prawa z
tobą się widywać. - powiedział, podkreślając słowo "kolega"
- Tak, ja przyjdę później. - powiedział Luke i poszedł. Kurwa.
- Co to miało być do cholery? - podniosłam głos.
- Nie tym tonem. - warknął. - nie jestem twoim kolegą.
- Jakoś mam to w dupie, w każdej chwili mogę sobie zmienić lekarza. Z
resztą, ciebie już dawno powinni wylać za takie pijaństwo. - byłam
zdenerwowana już na maksa. Odeszłam od niego i poszłam do swojego
pokoju, zamykając drzwi. Krzyknęłam tak głośno, że aż gardło mnie
zabolało, a łzy cisnęły do oczu. Co ja mu takiego zrobiłam?
- Jasmine.... - usłyszałam głos pana Biebera.
- CO? - krzyknęłam, a jedna łza poleciała, na policzek.
- Spokojnie.... nie miałem zamiaru Cię zranić.
- Tak, jasne, ty nigdy nie masz zamiaru mnie zranić, święty się
znalazł. - popatrzył na mnie i odchrząknął, no tak.
- Proszę bardzo, "pan nie miał zamiaru", wystarczy? - zaczęłam
panikować, ponieważ moje łzy wydostały się na zewnątrz, nie chciałam
okazywać uczuć, a na pewno nie przy nim.
- Ej, ej, uspokój się, mała. - pogłaskał mnie po policzku, a kiedy
chciałam się odsunąć, przyciągnął mnie i nasze twarzy stykały się
nosami i ustami. Czułam je, czułam jego oddech, widziałam piękne oczy.
Ogarnij się!
Szybko się odsunęłam, bo nie zapanowałabym nad sobą.
- Nie chce mi się teraz z nikim rozmawiać, może pan wyjść? -
powiedziałam, już poważnym tonem.
- Może...
- Nie, chcę spokoju. - po tym niechętnie wyszedł i zamknął drzwi, a ja
osunęłam się na podłogę i zaczęłam szlochać.
Znowu.
Znowu jestem słaba, jestem nikim.
Odkryłem, iż nie istnieje nic gorszego od poczucia, że nasze istnienie
lub nieistnienie nie jest dla nikogo ważne, nikogo nie interesują
nasze przemyślenia na temat życia, a świat spokojnie może toczyć się
dalej, bez naszej kłopotliwej obecności.
Zacząłem sobie wyobrażać, ile tysięcy osób żyło w przeświadczeniu, że
są bezużyteczne i żałosne - nieważne jak były bogate, czarujące czy
pełne wdzięku - tylko dlatego, że były same tej nocy, wczorajszej
także i pewnie jutro też będą same. Istnieją dwa powody, które nie
pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają
je za nierealne. A czasem, na skutek nagłej zmiany losu, pojmują, że
spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej
spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na
ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym
nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.
Życie jest pełne strachu i niepewności. Cokolwiek zrobimy, zawsze
będziemy podejmowali ryzyko, czasem większe, a czasem mniejsze. Tylko
że kiedy ja to robię, w sumie cokolwiek zrobię, wyjdzie to na złe.
Czemu? Czemu jestem taka pechowa, chyba zasłużyłam chociaż raz na
jakiekolwiek szczęście. Nikt z nas nie chce takiej wolności, wszyscy
chcemy kompromisu, chcemy mieć przy sobie kogoś , z kim moglibyśmy
podziwiać uroki świata, rozmawiać o książkach, filmach, dzielić się
jedną kanapką, bo nie starczy nam na dwie. Lepiej zjeść jedną połowę
kanapki na spółkę z kimś, niż całą w samotności. Lepiej być głodnym,
niż samotnym. Dlatego, że kiedy jesteś sam- a nie mówię tu o
samotności z wyboru, lecz o takiej, którą musimy znosić- to tak jakbyś
był wykluczony z ludzkiego szczęścia.
Wstałam i wytarłam łzy, powędrowałam do łazienki i obmyłam twarz.
Obróciłam się w bok i zobaczyłam Luke'a z jego córką. Znowu to samo,
znowu te wspomnienia. Z moich oczu ponownie poleciały łzy, nienawidzę
tego. Zamknęłam się w kabinie, a raczej zanim mogłam to zrobić, ktoś
mi przeszkodził. Popatrzyłam na niego i zawstydziłam się, że musi
oglądać mnie w takim stanie. Podszedł i przytulił mnie do siebie,
mocno. Nie czułam już a wile, mimo że to mój doktor, nie obchodziło
mnie to. Potrzebowałam tego. Odwzajemniłam uścisk i razem
"zjechaliśmy" po ścianie na dół, siedząc tak i kołysząc się na boki.
Ja płakałam, a on mnie pocieszał. Mimo, że nie powinnam cieszyć się z
łez, to te były przyjemne, osoba koło mnie była....przyjemna.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. - sama nie wiem dlaczego to mi się
podobało, może dlatego, że przychodzi czasem taki moment, że człowiek
chce usłyszeć nawet to głupie " będzie dobrze"
.
Musieliśmy zasnąć, ponieważ właśnie się obudziłam... w kabinie. Mój
lekarz jeszcze spał, uśmiechnęłam się na jego widok, był "słodki".
Kiedy się poruszyłam, on zacisnął ręce na moich....biodrach.
Boże.
Zaczął coś pomrukiwać i otworzył powoli oczy. Także się uśmiechnął, a
ja zarumieniłam. Co się że mną dzieje...
- Przepraszam pana. - mruknęłam, nadal zawstydzona.
- Nie musisz, kiedy nikogo nie ma, mów do mnie Justin.
Spokojnie to dopiero początek dram :)
Ankieta się zepsułam, ja pierdole.
Z info. usuwam:
@hello_demetria
@sickvfool
@syrenkasb
@hisyaybee
No cóż, jeśli zmieniacie username informujcie mnie o tym :)
Czytasz=Komentujesz
+ zapraszam ask.fm/S_Wag
Ankieta się zepsułam, ja pierdole.
Z info. usuwam:
@hello_demetria
@sickvfool
@syrenkasb
@hisyaybee
No cóż, jeśli zmieniacie username informujcie mnie o tym :)
Czytasz=Komentujesz
+ zapraszam ask.fm/S_Wag