niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 21


- Hej - szepnęłam i pocałowałam chłopaka w policzek. - Czy ty zrobiłeś kolację, czy ja śnię? - zaśmiałam się.
- Nie marudź tylko chodź. - parsknął i pociągnął mnie za rękę do salonu. Ja zaczęłam się rozglądać nad wystrojonym salonem a Justin poszedł przygotować resztę.

Myślę, że w życiu niczego nie można być pewnym. Zdarza się, że uroczą sielankę gwałtownie przerywają ogromne kłęby ciemnych chmur, gdy innym razem, ku naszemu zaskoczeniu, zza złowrogich obłoczków wychodzi przejrzyste słońce. Zapewne nie raz w dzieciństwie doświadczyła podobnej mieszanki, jednak dopiero teraz, kiedy jestem świadoma swoich przeżyć zaczęłam doceniać chwile ulotnego szczęścia. Teraz wiem, że mogę być szczęśliwa a za chwilę stracić wszystko, lecz dopiero teraz nauczyłam się żyć chwilami takimi jak teraz i nie myśleć o problemach. Wiem, że to się kiedyś skończy ale nie myślę o tym, już nie myślę. 

- Znów to robisz. - nagle usłyszałam głos chłopaka.
- Co? - zapytałam
- O czym myślisz? - odpowiedział pytaniem.
- O życiu..
- I co wymyśliłaś?
- Jestem szczęśliwa. - szepnęłam, a w oku zakręciła mi się łza, bo dopiero teraz to zrozumiałam.
- Niedawno mówiłaś co innego. - stanął na przeciwko mnie.
- Niedawno nie było ciebie. - uśmiechnęłam się i ten uśmiech był szczery, nawet więcej niż szczery.
- Skąd wiesz, że Cię uszczęśliwiam? - podszedł jeszcze bliżej.
- Czuję to. - położyłam rękę na jego klatce piersiowej. - Będzie mi smutno kiedy odejdziesz. - dodałam.
- To nie pozwól mi odejść. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
- A jeśli okażesz się tylko pięknym snem?
- Nie pozwolę Ci się obudzić. - powiedział po czym pocałował mnie znów, ale w usta. Objął mnie mocno w pasie i przycisnął nasze czoła do siebie.
- Chce byś wiedziała że jesteś najważniejsza, z każdą chwilą chce czuć bicie twego serca, chce byś kochała mnie takiego jakim jestem, nie za coś lecz mimo wszystko i co więcej, to chce by uśmiech nie znikał z twojej twarzy. 
- Mam nadzieję, że zawsze będzie tak jak teraz... - wiedziałam, że to tylko nadzieja, ale czasem warto marzyć. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia.
- Kiedy nikogo nie będzie i pomyślisz, że nikomu nie zależy, ja będę obok. - szepnął i znów złączył nasze usta.

Zaczął całować mnie z taką pasją, że sama byłam zaskoczona. Odwzajemnialiśmy swój pocałunek równie silnie i emocjonalnie. Przygryzłam jego dolną wargę. Przycisnął mnie do siebie i zamruczał mi do ucha. Po kręgosłupie przeszły mi ciarki. Odsunęłam go energicznie od siebie i spojrzałam mu w oczy, w których nieprzenikniona czerń pulsowała pożądaniem. Na jego lekko rozchylonych ustach nie było już śladu niewinnych uśmiechów. Z powagą świdrował mnie spojrzeniem, które jasno ukazywało jego podniecenie. Byłam bezpieczna, słysząc jego głęboki oddech, który w niewytłumaczalny sposób koił wszystkie moje zmysły. Uczucie komfortu szybko przeszło w pożądanie, a miękkie pocałunki przemieniły się w pełne pasji, miłosne ugryzienia, kiedy zachłannie wpijałam się w skórę przy podstawie jego szyi. Westchnęłam głośno, kiedy pod wpływem mocnych doznań ścisnął moje pośladki. Czoło Justin'a dotykało mojego, kiedy podwinął lekko materiał sukienki i wsunął dłoń między moje uda, podniósł mnie, oplotłam swoje nogi wokół niego i chwyciłam rękoma za jego kark, żeby złączyć nasze usta.
Serce mocniej zabiło mi na jego czyny. Przycisnęłam usta do miejsca, skąd wydostawało się gorące powietrze, teraz definitywnie nie myślałam o niczym innym tylko o nas. Gorący wzrok palił moją skórę, wiedziałam że pragnie zobaczyć jej więcej. Otarł ustami o moją szczękę, kiedy zwinnym ruchem zsuwał lekko koszulkę z mojego ramienia. 
Delikatnie szczypał zębami nowo odkrytą skórę, co przyprawiało mnie o dreszcze.  Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Oddychałam coraz ciężej, a on nie przestawał bawić się opuszkami moich palców. 

Po chwili wplótł w nie swoje i pociągnął mnie do przodu. Moje ręce powędrowały do jego koszulki i pośpiesznie ją zdjęły. Puścił moją rękę, a ja ku własnemu zdziwieniu, nie przerwałam dotykać jego torsu. Mięśnie, kryjące się pod opaloną skórą, twardniały i napinały się pod dotykiem moich miękkich palców. Gorący oddech wydostał się z jego ust, gdy zjeżdżałam dłonią w dół jego klatki. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Był praktycznie bezbronny. Dopiero teraz spostrzegłam, że znaleźliśmy się w jego sypialni. Byłam zbyt zajęta samym nim, żeby zorientować co dzieję się w moim otoczeniu. I tak na prawdę mnie to nie obchodziło. Cieszyłam się chwilą, nie ważne gdzie. 

Usta Justin'a zajęte były odszukiwaniem dudniącego pulsu na mojej szyi, który wydawał się godnym co do głośności, konkurentem rozbrzmiewającej na dole muzyki. Pokrywał mnie pocałunkami, od czasu do czasu. Justin wyczulał moje zmysły. Choć czułam, że jego ciało chciało mnie pożreć, jeszcze nigdy nie trzymał mnie tak blisko siebie. Mocno zacisnął dłonie na mojej sukience, tak jakby chciał ją ze mnie zedrzeć, i po chwili własnie to się stało. Czułam, jakby mnie obserwował, gdy mnie całował, jakby sprawdzał moją reakcje, a przecież całkowicie mu się podporządkowałam, nogi miałam jak z waty, każdy mięsień stał się rozluźniony, smak jego ust, jego ciepło, miękkie ciało, to wszystko doprowadzało mnie do szaleństwa. 

Po chwili położył mnie na łóżku i zawisł nade mną.
- Kocham Cię. - szepnął mi czule w usta.
- Kocham Cię. - odpowiedziałam tym samym i wiem, że w tych ciemnościach nie widział ale ja wiedziałam, że z moich oczu płyną zły. 
Łzy szczęścia.

*

Otworzyłam zaspane oczy i przetarłam pięścią. Usiadłam na łóżku i po chwili zorientowałam się, że jestem naga. Szybko owinęłam się cienkim prześcieradłem i wstałam. Zastanawiałam się gdzie jest Justin, więc wyszłam z sypialni i zeszłam na dół. Po chwili rozglądania się po pomieszczeniu zauważyłam otwarte drzwi do nieznanego mi miejsca. Stąpałam bosymi stopami po zimnych metalowych schodach w górę, wtedy znalazłam się na dachu wieżowca. Na skraju zobaczyłam szatyna, który siedział ze zwisającymi nogami w powietrzu. Podeszłam do niego cicho, ale chyba mnie usłyszał, ponieważ po chwili usłyszałam jego głos.

- Pięknie to wygląda prawda? - zapytał Justin. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc zapierający dech w piersiach widok. Promienie odbijały się na tafli wody w fontannach, a liście na drzewach cichutko szumiały pod wpływem lekkiego, ciepłego wietrzyku. Na niebie nie było ani jednej chmurki, tak ładnego dnia ani widoku jeszcze nie widziałam. Idealna sceneria do happy endu w jakiejś mało ambitnej komedii romantycznej.
- W takim miejscu to mogłabym umrzeć. - odparłam i spojrzałam na mnie z uśmiechem na chłopaka.
- Razem ze mną, oczywiście. - dopowiedział żartobliwie.
- Razem z tobą. - zgodziłam się. - Szczęśliwi...


Nie mam nic innego do powiedzenia niż PRZEPRASZAM
Ale to i tak nic nie zmieni, no cóż, mam nadzieję, że dobrze się czytało :)
+ wiem, że "ta" scena nie była dokładna, ale zrozumcie Ja nie umiałam haha